Wspomnienia z lat okupacji w Jastrzębi - Jan Broniek
Artykuł pochodzi z książki Jana Brońka pt. "Gra bez asów" (zapiski z lat 1950 -1900)
NAJWCZEŚNIEJSZE WSPOMNIENIA
Do Krakowa przyjechałem w roku 1954, aby rozpocząć pracę w Zarządzie Wojewódzkim (ZW) ZWIĄZKU MŁODZIEŻY POLSKIEJ (ZMP). Miałem za sobą trudne doświadczenia. Głód i nędzę okresu niemieckiej okupacji. Smutek i strach w oczach matki o los czworga dzieci, stale głodnych i nie mających w co się ubrać. Ojciec ciężko harujący, za grosze, w kamieniołomie lub w miejscowym majątku. Własnej ziemi mieliśmy niewiele.
W roku 1943 Niemcy zabrali nam wszystkie zapasy zboża, krowę i co tylko było można. Ze wsi wywieźli nawet kożuchy i dzwony kościelne. Codziennie pojawiał się samochód – potwór na holzegaz (silnik napędzany gazem z drewna) po nowy kontyngent. Baliśmy się o ojca, który działając w konspiracji w tarnowskiej Armii Krajowej, stale się ukrywał. Nie mogę zapomnieć jak żołnierz niemiecki bije moją matkę po twarzy za to, że ukryła trochę masła, by je sprzedać w Ciężkowicach na targu. Na zawsze w pamięci pozostaje przerażenie w czasie pacyfikacji okolicznych wsi: Jamna, Polichta czy Pławna, w odwecie za niezbyt udane akcje oddziałów partyzanckich ze zgrupowania „Leliwy”. W Jamnej spalono około 100 domów i było wiele ofiar śmiertelnych. Jak zawsze, najbardziej cierpiała ludność cywilna.
Z 1939 roku najwyraźniej pamiętam niemieckie patrole na motocyklach i pojazdy pancerne, zawsze groźne. Później w 1941 roku, przez wiele dni setki samolotów lecących na wschód. Exodus Żydów podążających na furmankach i pieszo, pod eskortą na zachód. Wypędzano ich z Ciężkowic, Bobowej, Stróży, Grybowa i innych miasteczek, a droga wiodła właśnie przez naszą wieś – Jastrzębia. Celem pewnie był Oświęcim. Po drodze sprzedawali za grosze meble i sprzęty domowe. Może się domyślali, że nie będą im potrzebne. Część rzeczy w skrzyniach pozostawiali u znajomych, na przechowanie. Te tajemnicze dla dzieci skrzynie pozostały u mojej sąsiadki nietknięte do zakończenia wojny. Nie wiem, czy się ktoś po nie zgłosił. Chyba nie.
Dramat powstańców warszawskich. W sąsiedztwie została zakwaterowana kobieta z dwoma córkami, ich ojciec zginął w powstaniu.
W ostatnich miesiącach wojny do naszej biedy dołączyło dwóch kuzynów ojca, poszukiwanych w Mielcu za konspirację. Przyszli w deszczową, jesienną noc z Żydówką, koleżanką z gimnazjum. Nosiła krzyżyk na szyi i dzieci się dziwiły, że nie wychodziła z domu. Wreszcie front. Ucieczka hitlerowców porzucających broń i sprzęt wojskowy, ostrzeliwanych z lądu i powietrza.. Błyskawiczna ofensywa żołnierzy Armii Czerwonej z nieoczekiwanej przez Niemców strony. Szesnaście niemieckich trupów. Natychmiast je ograbiono do bielizny. Ojciec (były sierżant CK Austrii), po zaangażowaniu straży obywatelskiej z miejscowego oddziału AK, zmusił wszystkich, którzy to zrobili, do pochowania we wspólnej mogile koło cmentarza zabitych żołnierzy.
Początkowa nieufność do „ruskich”, była stopniowo przełamywana, aż do fraternizacji. Nie gwałcili i nie grabili, jak dzisiaj często się mówi, przeciwnie, dzielili się swoimi skromnymi racjami żywnościowymi. Lody przełamała warszawianka z powstania, która mimo frontowej strzelaniny, radośnie wybiegła na drogę witając żołnierzy, częstowała ich kanapkami i bimbrem. Ona najlepiej wiedziała, co oznacza wolność. Po dwóch dniach kobieta ta z córkami oraz kuzyni z Mielca, z koleżanką Żydówką, na piechotę poszli do Tarnowa (40 km), z nadzieją, że jakoś sobie poradzą. I po wielu dniach dotarli do celu.
Po wyzwoleniu ojciec, działacz przedwojennego Stronnictwa Ludowego, został wybrany na przewodniczącego rady gminy w Ciężkowicach, a później na prezesa Powiatowego Komitetu Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego w Tarnowie. Po wojnie była wielka bieda. Zacząłem chodzić do szkoły.
Źródło: Jan Broniek, Gra bez asów (zapiski z lat 1950 - 1990), Kraków 2002, s. 11 - 12.