Baner

Postacie

Kędziorowie c.d.

Michalina Kędzior (1909-2007). Wspomnienie

    W pogodny lipcowy dzień 1946 roku na dworcu kolejowym w Tarnowie zatrzymał się pociąg, z którego wysiadła młoda, filigranowa kobieta. W ten sposób kończyła swą wieloetapową podróż, którą rozpoczęła za wschodnią granicą, w rodzinnym miasteczku, które do niedawna bynajmniej „za granicą” nie było. Kobieta przybysz nazywała się Michalina Kędzior i nie przypuszczała jeszcze wówczas, że jej dalsze losy związane zostaną nierozerwalnie z Tarnowem, który stanie się dla niej nowym domem.

Tarnów. Ćwiczenia cielesne.

    Była nauczycielką i swoje pierwsze kroki w poszukiwaniu pracy skierowała do Prywatnego Gimnazjum Sióstr Urszulanek w Tarnowie. Zanim jeszcze wojna odcisnęła piętno na jej losach, a repatriacyjna machina władz ZSRR i polskiego Urzędu Generalnego Pełnomocnika Rządu do spraw Repatriacji zaproponowała jej przeprowadzkę z Jaworowa do Tarnowa, Michalina Kędzior ukończyła w 1931 r. Centralny Instytut Wychowania Fizycznego w Warszawie, a w 1935 roku zdała we Lwowie państwowy egzamin, uzyskując kwalifikacje zawodowe do nauczania „ćwiczeń cielesnych” (obecnie: wychowania fizycznego) w szkołach średnich.
    Pierwsze doświadczenia w zawodzie nauczyciela wychowania fizycznego dla dziewcząt zdobywała w Miejskim Seminarium Nauczycielskim Żeńskim im. Marii Konopnickiej w Nowym Targu w latach 1931 – 1933. W 1933 roku podjęła pracę w Państwowym Gimnazjum w Czortkowie, następnie uczyła krótko w Leżajsku (1935 – 1937) i ponownie w Czortkowie (1937 – 1939).
    W przypadku szkoły w Czortkowie Michalinę Kędzior pozbawiła pracy wojna, w Tarnowie przyczynił się do tego reżim komunistyczny, który od 1949 roku rozpoczął likwidację poszczególnych oddziałów tarnowskich szkół urszulańskich. W tym samym roku została jednak nauczycielką wychowania fizycznego dla dziewcząt w III Liceum Ogólnokształcącym im. Adama Mickiewicza w Tarnowie. W tym pełnym zmian okresie, w latach 1949 – 1950, odbyła dodatkowe studia na Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie.
    Pracy w III Liceum Ogólnokształcącym Michalina Kędzior poświęciła ponad 20 lat swojego życia i aktywności zawodowej. Wspólnie ze Zdzisławem Nowakiem organizowała szkolną turystykę, w tym wakacyjne obozy wędrowne dla młodzieży, była opiekunką Szkolnego Klubu Krajoznawczo-Turystycznego. Propagowała sport i turystykę nie tylko wśród uczniów III LO. Pełniła bowiem wielokrotnie funkcję instruktora na kursach narciarskich organizowanych przez Liceum Pedagogiczne w Tarnowie. W III LO towarzyszyła młodym ludziom również poza lekcjami, aktywnie działając jako opiekunka Koła Odbudowy Warszawy, szkolnego koła antyalkoholowego, a także jako inicjatorka założenia kroniki szkoły. W 1972 r. zakończyła swoją wieloletnia misję nauczyciela, przechodząc na emeryturę.
    Z satysfakcją opowiadała, że po latach odwiedzały ją dawne uczennice wspominając z nostalgią, jak Pani Profesor – niekiedy groźna i zasadnicza, ale częściej łagodna i wyrozumiała – towarzyszyła im w najpiękniejszych czasach młodości, w szkole i podczas wakacyjnych wędrówek.
    W aktach pracowniczych archiwum III Liceum Ogólnokształcącego im. Adama Mickiewicza w Tarnowie znajduje się napisany własnoręcznie przez Michalinę Kędzior w dniu 8 stycznia 1952 roku życiorys., skonstruowany zgodnie z obowiązkowym kwestionariuszem wprowadzonym przez władze PRL. Michalina Kędzior oświadczyła w nim m. in., iż „nie posiada nikogo z rodziny za granicą” i „nie należała do żadnej organizacji podziemnej”. W części dotyczącej rodziny wskazała jedynie dwóch braci: Emila i Władysława, mieszkających odpowiednio w Krakowie i Przeworsku oraz siostrę Marie. Pytania zawarte w kwestionariuszu osobowym stanowiły wyraz głębokiej przenikliwości administracji państwowej okresu stalinizmu, a zarazem jej ufności w prawdomówność obywateli. Trudno oprzeć się wrażeniu, że z podobną ufnością administracja pewnego państwa zadaje dziś cudzoziemcom ubiegającym się o wizę formalne pytania w rodzaju: „Czy zamierza Pan Pani prowadzić działalność terrorystyczną na terytorium naszego państwa?”
    Michalina Kędzior odpowiedziała na pytania zawarte w kwestionariuszu tak, jak należało na nie w tamtych czasach odpowiedzieć – rozsądnie i z taką szczerością, na jaką mogła sobie wówczas pozwolić. Prawie szczerze.

Kresy. Rodzinka, wojna i życie podziemne

    Aby przekonać się, jak wielką różnicę oznaczało w tym przypadku „prawie”, należy poznać kilka ważnych faktów z przeszłości Michaliny Kędzior, o której wiele osób w Tarnowie wiedziało prawdopodobnie tylko tyle, ile wynikało z owego życiorysu z 1952 r.
    Urodziła się 26 września 1909 roku w Jaworowie, małym miasteczku oddalonym około 50 km od Lwowa. Była córką  Franciszka i Ludwiki z domu Ryba. Ojciec pracował jako drogomistrz, matka zajmowała się domem i wychowaniem sześciorga dzieci: Aleksandra, Eugeniusza, Emila, Władysława, Marii i najmłodszej Michaliny. „Taka sobie zwyczajna rodzinka na Kresach” – zwykła mawiać o swoich bliskich.
    W domu rodzinnym. gdzie przygotowywała się do wyjazdu do Czortkowa na rozpoczęcie roku szkolnego, zaskoczył ją wybuch wojny w 1939 roku. W nocy z 1 na 2 września wraz z całą rodziną obserwowała na niebie kolorowe, spadające „gwiazdy”, które okazały się racami oświetlającymi Lwów podczas nocnego bombardowania miasta przez Niemców. Na polecenie kuratora pojechała do swojej szkoły w położonym w pobliżu granicy z ZSRR Czortkowie, gdzie nie wyczuwało się jeszcze bliskości wojennego zagrożenia. Ten stan nie utrzymał się długo, jako że już 17 września 1939 roku wieczorem Michalina Kędzior wraz z mieszkańcami Czortkowa dowiedziała się, iż wkraczające niespodziewanie do miasta oddziały armii radzieckiej przybyły ją „wyzwolić”. Rozpoczęła się okupacja sowiecka.
    Jako ochotnicza pielęgniarka w urządzonym w jej dawnej szkole szpitalu dla więźniów, aresztowanych podczas próby ucieczki na terytorium Rumunii, Michalina Kędzior pracowała krótko. Za namową przyjaciół wyjechała do Czortkowa w pospiechu, bez dobytku, unikając prawdopodobnie w ten sposób fali aresztowań, które dotknęły innych nauczycieli i przedstawicieli polskiej inteligencji. Nie wiedziała jeszcze wówczas, że w tych dniach – dokładnie 7 XI 1939 r. – jej najstarszy brat Aleksander otrzymał z rąk gen. Władysława Sikorskiego nominację na szefa Sztabu Naczelnego Wodza Polskich Sił Zbrojnych we Francji.
    To właśnie płk Aleksander Kędzior nie został przez ostrożną siostrę „ujawniony” w życiorysie pisanym w okresie reżimu stalinowskiego. Ten zasłużony w wojnie polsko-bolszewickiej 1920 roku żołnierz od stycznia 1937 r. pełnił oficjalnie funkcję attache wojskowego przy Poselstwie RP w Lizbonie. Nieoficjalnie natomiast opracowywał szczegółowe raporty wywiadowcze z walk i szkice sytuacyjne z frontów wojny domowej w Hiszpanii. We wrześniu 1939 r. przybył do Paryża, gdzie został mianowany szefem sztabu Oddziałów Polskich we Francji, a następnie szefem Sztabu Ministerstwa Spraw Wojskowych, aby ostatecznie objąć stanowisko szefa sztabu u boku gen. W. Sikorskiego. Po wojnie osiedlił się w Wielkiej Brytanii, gdzie zmarł w 1986 r. Michalina Kędzior zawsze z dumą opowiadała o „Olku”, którego portret wisiał w jej domu.
    Odmiennie od losów brata Aleksandra oraz drugiego brata Eugeniusza, wywiezionego wraz z rodziną na Syberię, a następnie uczestniczącego w walkach Armii Polskiej gen. Andersa w Afryce, wojenne losy Michaliny Kędzior nie zaprowadziły jej daleko od rodzinnego domu. Swoją codzienną „walkę” podjęła w Jaworowie. Aby zarabiać na życie, ukończyła we Lwowie kurs laborantek i od marca 1941 r. zaczęła pracę w Laboratorium Weterynaryjno - Bakteriologicznym, a następnie – już pod okupacją niemiecką – znalazła zatrudnienie w urzędzie katastralnym. Aby przeciwstawić się antypolskiej propagandzie obu okupantów i kontynuować swoją misję nauczycielską, włączyła się w działania siatki tajnego nauczania, ucząc polskie dzieci matematyki.
    Nie poprzestała na tajnym nauczaniu, kontynuowanym aż do zakończenia wojny i repatriacji. Wiosną 1942 roku Michalina Kędzior została zaprzysiężona na żołnierza Armii Krajowej. Jako emisariuszka przewoziła meldunki z Jaworowa do Gródka Jagiellońskiego, ponadto prowadziła kursy sanitarne pierwszej pomocy i kursy łączności dla żołnierzy AK oraz zakładała punkty sanitarne w miejscowościach, w których działały sekcje tej podziemnej organizacji.
    Kiedy wraz z nadejściem Armii Czerwonej w 1944 r. zaczęła się – jak nazywała ja sama Michalina Kędzior – druga okupacja sowiecka, matka wraz z synami Emilem i Władysławem podjęli decyzję o wyjeździe na zachód, na stopniowo odbijane z rąk Niemców tereny. Najmłodsza „Misia” została w Jaworowie sama, nie mogąc porzucić tajnych uczniów w połowie roku szkolnego. Podjęła pracę buchaltera w biurze kwaterunkowym. Z tamtego okresu najgorzej zapisały się w jej pamięci częste wezwania na komisariat milicji i przesłuchania, z lampą świecącą prosto w twarz. Chociaż czasem bywało też zabawnie, kiedy w sali przesłuchań zepsuła się instalacja elektryczna, albo kiedy na prośbę obawiającego się o swój dobytek sąsiada, w którego domu oficerowie sowieccy zorganizowali sztab, przychodziła do niego w odwiedziny i wychodziła ubrana w jego kosztowne futra, mijając stojących przed wejściem wartowników... w środku upalnego lata.
    Zakończenie wojny nie oznaczało dla Michaliny Kędzior końca problemów. Kilku panów w miejscowości Jałta zadecydowało, że dla jej rodzinnego domu zabraknie miejsca w granicach odbudowywanej Polski. Postawiona przed wyborem: obywatelstwo radzieckie albo repatriacja, wybrała to drugie, ruszając jednym z ostatnich transportów w długą, smutną podróż na zachód, podróż zakończoną ostatecznie na dworcu w Tarnowie.
    Kiedy pewnych wydarzeń z przeszłości nie trzeba już było ukrywać, również Michalina Kędzior została „zdekonspirowana”, co znalazło wyraz w odznaczeniu jej Medalem Komisji Edukacji Narodowej za całokształt pracy w tajnym nauczaniu oraz Krzyżem Armii Krajowej. Dnia 14 lutego 2005 roku, w swoim domu przy ul. Rogoyskiego w Tarnowie została mianowana na stopień podporucznika Armii Krajowej. Pani Profesor Podporucznik pozostała jednak dla świata tą samą dobrą, ciepłą osobą, która we wszystko co robiła w życiu – niezależnie od tego, czy było to nauczanie, realizacja zadań w AK czy długie rozmowy z młodym licealistą – wkładała całe swoje serce.

Post mortem scriptum

    Michalina Kędzior urodziła się przed niemal wiekiem, aby przeżyć życie zwyczajne, a jednocześnie niezwykłe.
    Zmarła we wrześniu 2007 roku, aby przeżyć w pamięci Jej najbliższych, przyjaciół, uczniów, piszącego te słowa.
    I czytającego te słowa.

Od autora: Powyższe wspomnienie o Śp. P. Michalinie Kędzior powstało w przeważającej mierze w oparciu o Jej bezpośrednie, ustne relacje – owoc wielu interesujących rozmów, jakie miałem przyjemność przeprowadzić z Panią Michaliną w 1999 r. podczas przygotowania pracy pt. Kresy Wschodnie i losy ich obywateli w czasie II Wojny Światowej, a także w okresie naszej późniejszej znajomości. Można więc bez cienia przesady czy spirytualnej ezoteryki powiedzieć, że to Pani Michalina Kędzior jest autorką powyższych wspomnień, spisanych ręką Jej protokolanta. (...)


Źródło: Jacek Korniak, Michalina Kędzior (1909-2007). Wspomnienie, Rocznik Tarnowski 2008/13, s. 181 – 183.

 

Kresy Wschodnie i losy ich obywateli w czasie II wojny światowej

    Dzieje Kresów Wschodnich państwa polskiego stanowią bogate źródło twórczych inspiracji związanych z licznymi dziedzinami kultury i sztuki. Nic w tym dziwnego, skoro historia wschodnich rubieży Polski obfituje w burzliwe i nierzadko przełomowe wydarzenia, które w znaczącym stopniu są wynikiem charakterystycznego, geopolitycznego położenia tych terenów. Tematyka Kresów Wschodnich jest więc przedmiotem zainteresowań wielu historyków i motywem przewodnim wielu opracowań. Pośród bogatej historii wschodnich ziem Rzeczypospolitej na szczególną uwagę zasługuje okres II wojny światowej a więc lata 1939 – 1945, których przebieg na obszarze Kresów jest związany również z tematem tejże pracy. Przedmiotem moich rozważań pragnę bowiem uczynić historię ludzi zamieszkujących Kresy Wschodnie i będących świadkami a zarazem uczestnikami ich wojennych dziejów w latach 1939 – 1945. W tym celu postanowiłem oprzeć się na relacji osoby, która bezpośrednio zetknęła się z wydarzeniami czasu wojny na Kresach, a co więcej, spędziła cały rozważany tutaj okres na tamtym  terenie i dzięki temu dysponuje pełnym poglądem na zachodzące na przestrzeni sześciu lat zmiany w zaistniałej sytuacji dziejowej. Zainspirowany artykułem w gazetce szkolnej zdecydowałem poprosić o pomoc w tworzeniu tej pracy panią mgr Michalinę Kędzior, emerytowaną wieloletnią nauczycielkę w mojej szkole średniej, o której wiedziałem, że swoją młodość i lata II wojny światowej spędziła właśnie na wschodnich obszarach II Rzeczypospolitej Polskiej. I nie zawiodłem się licząc na jej fascynującą opowieść o życiu i śmierci, o problemach i tragediach „ludzi Kresów” i o jej niewątpliwym osobistym uczestnictwie w tworzącej się historii. Ta praca jest owocem kilku długich rozmów z panią Kędzior na temat jej życia i sytuacji innych obywateli okupowanych Kresów. W świetle tych rozmów wykrystalizowało się moje główne założenie jako autora – przedstawienie wojennych losów mojej wspaniałej respondentki w postaci jej wspomnień ukazanych i zestawionych w ujęciu historycznym.

    „RODZINKA NA KRESACH”

    W celu wprowadzenia czytelnika w atmosferę, w jakiej główna bohaterka tej pracy dorastała i kształtowała swoją osobowość, warto rozpocząć od przedstawienia życia jej i jej rodziny w okresie poprzedzającym wybuch II wojny światowej. Michalina Kędzior urodziła się 26 września 1909 roku w Jaworowie, niewielkim miasteczku położonym około 50 km na zachód od Lwowa, w późniejszym powiecie Gródek Jagielloński. Ojciec Franciszek był drogomistrzem i osiadł w Jaworowie ze względu na przydział do pracy w tamtejszej Inspekcji Dróg i Mostów. Matka Ludwika zajmowała się domem i wychowywaniem sześciorga dzieci, czterech synów: Aleksandra, Eugeniusza, Emila i Władysława oraz dwóch córek: Marii i najmłodszej Michaliny. Według pani Michaliny była to „taka sobie zwyczajna rodzinka na Kresach”.
Charakterystyczne jest jednak przekonanie pani Kędzior o patriotycznej misji obrony polskości na tym tak mocno zróżnicowanym etnicznie terytorium będącej obowiązkiem całej rodziny. Patriotyzm rodzinny ujawnił się już w latach walki o niepodległość Polski, kiedy dwaj starsi bracia byli żołnierzami Legionów Piłsudzkiego. W 1918 r. ojciec oraz trzeci z kolei brat pani Michaliny Emil, który walczył o Lwów w oddziale mjr Romana Abrahama, zostali aresztowani przez Ukraińców i osadzeni w obozie w Tarnopolu, gdzie po kilku dniach ojciec zmarł na tyfus. Matka pozostała więc samotna w opiekowaniu się dziećmi, które mimo trudnej sytuacji wszystkie podjęły i ukończyły studia wyższe.
Pani Michalina rozpoczęła naukę w Centralnym Instytucie Wychowania Fizycznego w Warszawie w 1928 r. CIWF był szkołą dość „ekskluzywną”, przygotowującą wychowanków do nauczania wychowania fizycznego, przedmiotu, który dotąd w polskich szkołach nie istniał. Po ukończeniu studiów w 1931 r. podjęła dwuletnią pracę w prywatnym liceum w Nowym Targu. Następne dwa lata pracowała w gimnazjum w Warszawie, by wreszcie, spełniając swe marzenia o pracy w szkole państwowej, trafić do polskiego gimnazjum w Czortkowie. Z okresu pracy w czortkowskim gimnazjum w latach 1935 – 1939 pani Michalina wyniosła niezwykle miłe wspomnienie atmosfery życia w mieście. Uczyła zarówno w gimnazjum polskim jak i chwilowo w ukraińskim organizując liczne zawody sportowe i występy młodzieży. W trzydziestotysięcznym mieście powiatowym zamieszkałym w większości przez Polaków i Ukraińców była popularna i szanowana wśród obu narodowości. „To były piękne, wspaniałe czasy!” – mówi dzisiaj o współpracy z dyrektorem Cichockim i profesorem gimnazjum panem Opackim,  późniejszym oficerem Armii Krajowej. Niestety, pasmo szczęśliwych dni zostało nagle i niespodziewanie przerwane przez wydarzenia, które wprowadziły poważne zmiany do życia Michaliny Kędzior.

    WRZESIEŃ ‘39

    W otoczeniu pani Michaliny panowało głębokie przeświadczenie o wspaniałości i potędze Wojska Polskiego, typowe dla wielu obywateli II Rzeczypospolitej. Inwazja niemiecka na Polskę rozpoczęta 1 września 1939 r. brutalnie zweryfikowała słuszność takich przekonań. Wybuch wojny zaskoczył panią Kędzior w Jaworowie, gdzie po wakacjach spędzonych w domu rodzinnym przygotowywała się do wyjazdu do pracy. Jej pierwszy, dobrze zapamiętany kontakt z wojną miał miejsce, kiedy wraz z całą rodziną wyszła nocą z 1 na 2 września przed dom podziwiać niebo rozświetlone w odległości kilkudziesięciu kilometrów na wschodzie kolorowymi „gwiazdkami”. „Było to zarazem piękne jak i straszne” – opowiada dziś o tym zjawisku, którym okazały się być race oświetlające Lwów w trakcie nocnego bombardowania miasta przez Niemców.
    Wobec zaistniałego zagrożenia wojennego pani Michalina chciała pozostać w Jaworowie przy matce, jednak polecenie kuratora nakazywało powrót na stanowiska pracy. Jego wykonanie okazało się niezwykle trudne ze względu na paraliż komunikacji wywołany niemal paniczną ucieczką ludności w często diametralnie różnych kierunkach. Na niewiele zdała się nawet przepustka na przejazd wojskowym transportem kolejowym, z którą pani Kędzior dotarła jedynie do Tarnopola. Ostatecznie cała podróż do Czortkowa trwała siedem dni zamiast...siedmiu godzin.
        W Czortkowie nie wyczuwało się jeszcze napiętej atmosfery ze względu na dość duża odległość od centrum zagrożenia. Dlatego tak ogromne zaskoczenie spowodował nieoczekiwany zwrot sytuacji, który nastąpił 17 września. Bo oto właśnie w rejonie Czortkowa oddziały armii sowieckiej przekroczyły granicę posuwającego się w kierunku zachodnim w głąb państwa polskiego, co meldował o godzinie 6 rano w wiadomości do III oddziału Naczelnego Dowództwa w Kołomyji ppłk Marceli Kotarba, dowódca stacjonującego w Czortkowie pułku Korpusu Ochrony Pogranicza. Wieczorem tego samego dnia do miasta wjechali wojskową kolumną Rosjanie ogłaszając mieszkańcom przez głośniki swoje propagandowe hasła w stylu „Przyjechaliśmy was wyzwolić”. Polacy, a co ciekawe również i Ukraińcy odnosili się do tych zapewnień z dużą nieufnością i rezerwą. W celu rozwiania niepewności pani Kędzior pospieszyła następnego dnia do starostwa powiatowego, gdzie zastała zamknięte biura i pourywane telefony. Po powrocie oznajmiła przyjaciołom krótko: „Wojna na całego. Jesteśmy pod okupacją”.

    POD SOWIECKĄ OKUPACJĄ - POCZĄTKI TAJNEGO NAUCZANIA

    Inwazja sowiecka okazała się ostatecznym ciosem przekreślającym wszelkie dotychczasowe wysiłki i plany obronne Polski, która niezdolna do prowadzenia dalszej walki na dwóch frontach uległa przeważającym siłom najeźdźców. Już 28 września 1939 r. Niemcy i ZSRR zawarły traktat ustalający podział państwa polskiego, a szczegóły granic określono w protokole z dnia 4 października. W wyniku tych ustaleń Kresy Wschodnie Rzeczypospolitej Polskiej znalazły się pod okupacją sowiecką. Pierwsze dni tej okupacji wiążą się dla pani Michaliny Kędzior z pracą ochotniczej pielęgniarki w szpitalu urządzonym w jej szkole. Szpital przeznaczony był dla licznych więźniów cywilnych, aresztowanych podczas próby ucieczki do Rumunii przez granicę w okolicy Zaleszczyk. Jednocześnie pani Michalina znajdowała się pod stałą obserwacją sowieckich organów śledczych i propagandowych. Wyrażało się to w częstych wezwaniach na zebrania i mityngi na których domagano się od niej przedstawienia swoich poglądów i przyjęcie postawy wobec nowej sytuacji. Przyjaciele namówili ją do szybkiego wyjazdu z Czortkowa, który być może uratował ją przed aresztowaniem. Wyjeżdżała w pośpiechu, bez dobytku, nie wiedząc jeszcze, że mniej więcej wówczas, 7 X 1939 r. jej najstarszy brat ppłk dyplomowany Aleksander Kędzior otrzymywał z rąk Władysława Sikorskiego nominację na szefa sztabu Polskich Sił Zbrojnych we Francji.
    Jednak po przyjeździe do rodzinnego Jaworowa ważniejsza okazała się ta bliższa, codzienna rzeczywistość, stawiająca przed panią Kędzior konieczność znalezienia stałego zatrudnienia. Po ukończeniu stosownego kursu we Lwowie podjęła ostatecznie pracę w laboratorium sanitarno – weterynaryjnej stacji badawczej. Jednocześnie niemal natychmiast włączyła się w działania dobrze rozwiniętej siatki tajnego nauczania, w której współpracowała z jej kierownikiem księdzem Hołubem, panią Jęczalik, swoją siostrą Marią i wieloma innymi nauczycielami. Wyznaczono ją do uczenia matematyki z zakresu szóstej i siódmej klasy ze względu na jej naturalne zdolności w kierunku przedmiotów ścisłych. Zajęcia z uczniami odbywały się w różnych, niespotykanych zazwyczaj warunkach. Nierzadko zdarzało się jej wraz z przychodzącymi na lekcję chłopcami wdrapywać na drzewo i tam prowadzić nauczanie. W ten sposób unikało się podejrzeń wywoływanych wejściem do jednego domu większej liczby osób. Cała wypełniona trudnościami działalność pani Michaliny w tajnym nauczaniu dzieci trwała z przerwami ponad cztery lata. Praca jej i innych była po prostu niezbędna dla utrzymania ducha polskości i odpowiedniego poziomu wykształcenia wśród młodzieży w sytuacji, gdzie radzieckie władze okupacyjne prowadziły w szkołach propagandę antypolską i antyreligijną połączoną z rusyfikacją i ukrainizacją.
    Na uwagę zasługuje postawa zróżnicowanego etnicznie społeczeństwa wobec sowieckiego okupanta, z którą spotkała się bohaterka tej pracy. Polacy postrzegali władze sowietów jako tragedię dla państwowości polskiej. Większość przyjmowała postawę antysowiecką, choć nie brakowało też zagorzałych komunistów czy zrezygnowanych i uległych jednostek zastraszonych wszechobecną działalnością aparatu NKWD. Również inteligencja nie zawsze wykazywała taką przykładną aktywność jak członkowie tajnego nauczania czy organizacji konspiracyjnych, przedkładając nad nią bierne oczekiwanie na rozwój wypadków.
    Chyba najbardziej zadowoleni z nowej władzy byli Żydzi, szczególnie ci biedni i średniozamożni. Zatrudniali się oni masowo w różnego typu urzędach administracyjnych, instytucjach i milicji. Przykładowo Żyd właśnie był dyrektorem placówki, w której pracowała pani Michalina. Żydzi byli wyraźnie faworyzowani przez sowietów, ale jedynie pod warunkiem opowiedzenia się za komunizmem.
    Różne typy postaw można było dostrzec wśród Ukraińców. Dla wielu okupacja radziecka oznaczała klęskę ich wciąż silnych dążeń niepodległościowych, jednak prawie wszędzie znaleźli się entuzjastycznie witający sowietów przedstawiciele tej nacji. Postawę większości Ukraińców cechowała obojętność wobec dalszych losów państwa polskiego a w dość częstych przypadkach wrogość wobec Polaków. Narastającą od dawna nienawiść wśród tych ludzi podsycały jeszcze władze sowieckie, czego przykładem są 24-godzinne zezwolenia w miastach Małopolski Wschodniej na dokonanie osobistej zemsty Ukraińców na polskiej ludności, wydawane we wrześniu 1939 r. Pani Kędzior wspomina przypadek ukraińskiego służącego, który został przed wojną zwolniony z pracy we dworze w Szeptycach. W nadejściu sowietów znalazł on okazję do zemsty, donosząc na hrabiego Szeptyckiego spokrewnionego ze znanym polskim generałem Szeptyckim. Wszystko skończyło się rozstrzelaniem  hrabiego i jego żony przez Rosjan.
    Podobny los mógł stać się udziałem państwa Kędziorów, gdyby nie wydarzenie z 1918 roku. Wtedy to matka pani Michaliny nie wniosła oskarżenia przeciw Ukraińcowi Kościukowi, który brał udział we wspomnianym wyżej aresztowaniu i internowaniu jej męża. Kiedy po ponad dwudziestu latach Sowieci wkraczali do Jaworowa, ten sam Kościuk wskazywał im domy polskiej inteligencji. Jednak przy domu pani Kędzior powstrzymał żołnierzy przed wejściem: „Tu zostawcie. Gdyby nie ona, dziś już bym nie żył”.
    Szerokim echem budzącym grozę wśród ludności odbijały się przeprowadzone przez okupanta masowe deportacje, obejmujące w sumie około miliona mieszkańców Kresów, głównie narodowości polskiej. Cztery fale deportacji ludności w głąb ZSRR miały miejsce w lutym 1940 r., kwietniu 1940 r. i czerwcu 1941 r. Przed drugą z nich rozeszła się po Jaworowie wiadomość, że Sowieci będą wywozić Polaków. Nastała pełna napięcia i oczekiwania bezsenna noc. Nagle rozległo się stukanie do drzwi, po którym wszyscy domownicy byli już przygotowani na najgorsze. Na niepewne pytania brata Władysława, z zawodu weterynarza: „Kto tam?” padła odpowiedź „Panie doktorze przyszedłem z koniem...”. W tej sytuacji pani Kędzior nie wiedziała już, czy śmiać się, czy płakać. Ten sam Władysław odkrył sposób przewidywania wywózki. Po prostu obserwował, kiedy na stacji kolejowej Sowieci dostawiają więcej wagonów.
    Deportacji niestety nie uniknął drugi z kolei brat Michaliny Eugeniusz, który przebywał w Jaworowie u matki, kiedy dowiedział się o planowanej wywózce ludności z terenów Wołynia, gdzie wówczas mieszkał. Natychmiast wyjechał nie chcąc zostawić w trudnych chwilach żony i córek. W ten sposób cała jego rodzina została wywieziona na Syberię. Na szczęście udało im się dotrwać do ogłoszonej w sierpniu 1941 r. „amnestii” a następnie przedostać w rejon koncentracji Armii Polskiej pod dowództwem gen. Władysława Andersa. Żona z dziećmi została przeniesiona do Londynu a sam Eugeniusz zginął w czasie walk wojsk Andersa w Afryce.
    Na 22 czerwca 1941 r. przygotowana była w miastach na Kresach kolejna deportacja. W części przyłączonej do ZSRR pod nazwą Ukrainy Zachodniej w wywiezieniu następnej partii Polaków przeszkodziło nagłe wkroczenie wojsk niemieckich i rozpoczęcie wojny niemiecko – sowieckiej. W gotowych na stacji wagonach pojechali na wschód nie Polacy, ale uciekający przed Niemcami urzędnicy radzieccy. Tak rozpoczęła się okupacja niemiecka.

    OKUPACJA NIEMIECKA I SŁUŻBA W ARMII KRAJOWEJ

    Przez kilka dni w Jaworowie przebiegała linia frontu, który szybko dotarł do położonego blisko granicy „Ribbentrop – Mołotow” miasta. Pani Kędzior wspomina: „Rano byli u nas Sowieci a wieczorem Niemcy”. Podobnie jak w Czortkowie zgłosiła się do społecznego szpitala do pracy przy chorych i rannych. Szpital był przeznaczony dla Polaków i Ukraińców i panowały w nim tragiczne warunki, podczas gdy w sąsiedniej szkole szpital niemiecki korzystał ze świetnego wyposażenia. Najtrudniejsze chwile przeżyła w trakcie nocnych dyżurów, kiedy polscy partyzanci podchodzili pod szpital w celu odbicia swoich rannych, wziętych w niewolę towarzyszy. Informacji o nich dostarczała oddziałom „podziemia” szefowa pielęgniarek, polonistka Stefania Gilewicz.
    Po pewnym czasie pani Kędzior podjęła pracę w „Katasteramt” czyli urzędzie katastralnym, zajmującym się spisem nieruchomości z dokładnym oszacowaniem ich wartości dla celów podatkowych. Posadę tę otrzymała dzięki poparciu kierownika, inżyniera Pawlikiewicza. Zatrudnieni w urzędzie Polacy wkrótce utworzyli środowisko skupiające osoby, którym nie był obojętny los okupowanej ojczyzny. Już wcześniej na terenach okupacji niemieckiej w Generalnej Gubernii dużo łatwiej powstawały organizacje konspiracyjne ze Związkiem Walki Zbrojnej na czele, które systematycznie rozszerzały swój zasięg działania na nowo podbijanych przez Niemców terenach polskich. ZWZ, przekształcony 14 lutego 1942 r. w Armię Krajową stworzył szybko nowe struktury organizacyjne na obszarze Kresów Wschodnich.
    W tej organizacji konspiracyjnej nie mogło zabraknąć oczywiście również pani Michaliny Kędzior. Wiosną 1942 roku została zaprzysiężona na żołnierza Armii Krajowej, stając się członkiem trzyosobowej sekcji, którą prócz niej tworzyli: dowódca komórki, zawodowy podoficer Palij oraz oficer rezerwy i lekarz weterynarii zarazem, Witold Fedorkowski. Mocno utkwił jej w pamięci moment zaprzysiężenia, kiedy to jej przyszli współpracownicy uświadamiali jej powagę podjętych zobowiązań i cele organizacji. W AK znała jedynie członków własnej sekcji, tzw. „trójki”. Po jakimś czasie Palija zastąpił w komórce inny oficer AK, Fedorowicz, a zapytany o kontakty z Palijem Fedorowski powiedział tylko: „Zapomnij o nim. Nie do nas należy go sądzić”.
    Pani Michalina należała do oddziału wchodzącego w skład jednego z sześciu inspektoratów jakie podlegały od 1943 r. pod Okręg lwowski. Był to inspektorat Zachodni obejmujący Gródek Jagielloński, Mościska, Jaworów i Rudki. W Armii Krajowej nie zwracano większej uwagi  na częste zmiany w dowództwie Okręgu Lwów, każdy zwykły członek, jak pani Kędzior, interesował się raczej wykonywaniem swoich wyznaczonych funkcji. Do zadań pani Michaliny należało przewożenie meldunków z Jaworowa do Gródka po skończonej pracy w „Katasteramt”. Swoją służbę w AK ukrywała przy tym cały czas przed rodziną, a szczególnie przed chorą matką. Jako emisariuszka zawiadamiała też zagrożonych aresztowaniem członków „podziemia”. Każda misja wiązała się z niebezpieczeństwem schwytania i koniecznością  pamiętania umówionych haseł. Często zdarzały się aresztowania młodych ludzi o których wiedziano, że w jakiś sposób są powiązani z Armią Krajową. Oprócz funkcji emisariusza pani Kędzior prowadziła przez dwa lata kursy sanitarne pierwszej pomocy oraz kursy łączności dla żołnierzy AK. Była do tego odpowiednio przygotowana  w okresie studiów w CIWF-ie. Szkolenie odbywało się w kilkuosobowych grupach na peryferiach miasta lub w leśniczówce w pobliskim lesie. Innym zadaniem należącym do jej obowiązków było zakładanie punktów sanitarnych w miejscowościach, w których działały sekcje AK.
    Realnym zagrożeniem dla ludności polskiej w okresie okupacji niemieckiej stały się działania ukraińskich organizacji narodowych. Ukraińcy entuzjastycznie przyjęli na Kresach wojska niemieckie. Przy poparciu Niemców rozpoczęły się akty przemocy na Polakach, kontynuowane nawet po aresztowaniu ukraińskiego rządu Stećki przez okupanta i zerwaniu przymierza niemiecko-ukraińskiego. Narodowi działacze OUN przeszli do „podziemia” a 14 października 1942 roku powstała UPA, Ukraińska Powstańcza Armia z ppłk Romanem Suchewyczem na czele. Dobrze wyszkolone bandy UPA stosowały regularny terror wobec ludności polskiej na terenie całej Małopolski Wschodniej. Nabrzmiała nienawiść Ukraińców do Polaków znajdowała wyraz w masowym likwidowaniu całych wiosek lub przedmieść, których polscy mieszkańcy byli wywożeni i rozstrzeliwani w lasach. Nierzadko oddziały UPA podchodziły nocą pod dom, otaczały go i podpalały, nie pozwalając na ucieczkę domownikom. Tak zginął wraz z rodziną komendant policji w Jaworowie pan Konieczny i wiele innych polskich rodzin. Formą obrony przed tym zagrożeniem było spędzenie nocy poza domem w ogrodach lub leśnych zagajnikach. Okrucieństwa UPA wywołały też masowy exodus przerażonej ludności polskiej z terenów Kresów do Generalnej Guberni.
    Na szczęście nie brakowało wśród Ukraińców ludzi naprawdę dobrych i szlachetnych, którzy jak sąsiad Kędziorów, urzędnik notarialny pan Kucyk wspierali Polaków materialnie i ostrzegali przed atakami ukraińskich partyzantów. W obronie polskiej ludności stawali też żołnierze z oddziałów AK, którzy stoczyli w okolicy Gródka kilka potyczek z UPA.
    Walki z UPA nie były jedynymi akcjami zbrojnymi AK na tym terenie. Po przełamaniu frontu na wschodzie Sowieci zaczęli wypierać Niemców z ZSRR. Wraz z wkroczeniem Armii Czerwonej  na dawne ziemie polskie  oddziały Armii Krajowej przystąpiły w 1944 roku do realizacji planu „Burza”. Na obszarze inspektoratu Zachód w Okręgu Lwów skuteczne akcje dywersyjne przeprowadzał pododdział por. Szczepana Gwiazdowskiego „Głaza”, podobnie walczono z cofającymi się wojskami niemieckimi w innych rejonach. Niestety, dla większości walczących formacji AK udział w akcji „Burza” zakończył się otoczeniem i internowaniem żołnierzy przez wojska radzieckie a następnie wcieleniem ich do armii Berlinga lub do Armii Czerwonej.
    W chwili wycofywania się Niemców i wkraczania na ich miejsce Sowietów w osłabionej aresztowaniami Armii Krajowej rzucono hasło „Wszyscy do lasu!”. W ten sposób zaczęły się tworzyć coraz luźniej powiązane ze sobą grupy partyzantów, które niezależnie od siebie ukrywały się głęboko w lasach. Początkowo pani Kędzior nie zdecydowała się na dołączenie do nich, a czynnikiem jeszcze bardziej opóźniającym jej decyzję była udzielająca się wówczas wielu akowcom obawa przed „wsypą”. Zauważyła, że zbyt wiele osób nie wyłączając tych niepowołanych, wie o planowanym odwrocie AK i o miejscach gromadzenia się oddziałów. Jej obawy potwierdziły się, kiedy w kilku miejscowościach Sowieci aresztowali ukrywających się żołnierzy „podziemia”. Pani Michalina zaczęła powoli tracić kontakt z mocno przerzedzoną, rozproszoną po lasach organizacją. Tym bardziej, że w okresie rozpoczynającej się po raz drugi okupacji radzieckiej AK zaczęła likwidować podlegające pod jej opiekę punkty pomocy sanitarnej.

    DRUGI RAZ SOWIECI

    Po raz kolejny w czasie tej wojny Jaworów przezywał trudne chwile. Część miasta z domem rodziny Kędziorów znalazła się na tzw. „ziemi niczyjej”, pomiędzy linią cofających się wojsk niemieckich i napierającą na nie Armię Czerwoną. Przez cały dzień trwał ostrzał artyleryjski z obu stron, pociski przelatywały ze świstem nad domem pani Michaliny. Jednak doświadczone okropności trwającej już pięć lat wojny wytworzyły w mentalności mieszkańców Kresów pewne zobojętnienie i stoicyzm. Świadczy o tym postawa matki pani Kędzior, która spokojnie przyciskając do piersi figurkę Matki Boskiej gotowała obiad przy odgłosach eksplozji bomb i granatów. Zwróciła uwagę dopiero, kiedy po wybuchu pocisku w pobliżu domu tynk posypał jej się na głowę i do garnków.
    Wkrótce po wkroczeniu Rosjan wynikło zagrożenie wcielenia do wojsk sowieckich braci pani Michaliny, Władysława i Emila. Rodzina podjęła w tej sytuacji decyzję o opuszczeniu Jaworowa i wyjeździe na zachód na stopniowo odbijane z rąk Niemców tereny. Matka nie chciała opuszczać miejsca, z którym tak bardzo była związana. Kiedy nadeszła chwila odjazdu, pani Michalina postanowiła zostać. Na pytanie matki: „A ty nie jedziesz?”, odpowiedziała: „Nie mamusiu, tutaj się rozstajemy”. Pani Kędzior czuła po prostu, że ma coś jeszcze do zrobienia, że nie została zwolniona ze swej przysięgi o służbie ojczyźnie. Do samego końca pobytu w Jaworowie służyła jej działając w tajnym nauczaniu.
    W okresie drugiej już sowieckiej okupacji podjęła z konieczności pracę w magazynie wojskowym a następnie w biurze kwaterunkowym przygotowującym kwatery dla wojsk radzieckich, gdzie jako buchalter zyskała duże uznanie szefa tej placówki płk Karantijnego. Ale nie uchroniło jej to przed przeżyciem najbardziej w jej odczuciu nieprzyjemnych momentów w czasie całej wojny i okupacji. Były nimi częste wezwania na komisariat milicji w celu przesłuchania pani Michaliny. Zapamięta ona prawdopodobnie do końca życia salę przesłuchań, ustawiony w kącie niewielki zydel, na którym ją sadzano i lampę świecącą prosto w twarz. W takim położeniu musiała podawać natychmiastowe odpowiedzi na zadawane jej przez sowieckich funkcjonariuszy śledczych pytania dotyczące najczęściej jej rodziny. Milicyjne wezwania zaskakiwały ją w rozmaitych sytuacjach stwarzając w jej życiu atmosferę ciągłej niepewności. Dlatego z nieskrywaną ulgą przyjęła pewnego dnia awarię instalacji elektrycznej w trakcie przesłuchania. Oprócz przykrych wspomnień ten okres w jej życiu pozostawił po sobie trwały ślad w postaci pierwszych siwych włosów na głowie.
    Z drugą częścią radzieckiej okupacji wiążą się na szczęście nie tylko smutne zdarzenia. W 1944 roku jeszcze przed wyjazdem matki i rodzeństwa, w domu wspomnianego już ukraińskiego sąsiada Kucyka oficerowie sowieccy urządzili sztab. Wywołało to u znającego „zwyczaje” zwycięskich żołnierzy Kucyka nie pozbawione podstaw obawy o swój majątek. Na jego prośby pani Michalina i jej siostra Maria poszły do domu sąsiada. Wyszły z niego ubrane w kosztowne futra i mufki „defilując” w ten sposób tuż przed nosami rosyjskich wartowników pilnie strzegących wejścia. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie panujący właśnie straszliwy upał, adekwatny do letniej pory roku.
    Wraz z upływem pierwszych miesięcy 1945 roku powoli zbliżała się dla pani Michaliny chwila pożegnania z rodzinnym domem. O dalszym losie pani Kędzior przesądziły ostatecznie konferencja jałtańska oraz jej osobista decyzja. Między 4 a 11 lutym 1945 roku podczas rozmów w Jałcie rozstrzygnięto sprawę wschodniej granicy odbudowywanego państwa polskiego bez pytania o zdanie głównych zainteresowanych czyli milionów Polaków zamieszkujących Kresy Wschodnie. Nowa granica miała przebiegać wzdłuż linii Curzona z niewielkimi odchyleniami na korzyść Polski. W ten sposób ogromna większość ziem polskich zagarniętych przez sowietów pod okupację po 17 września 1939 r. została włączona, a raczej zagrabiona przez Związek Radziecki. W czerwcu 1945 roku panią Kędzior postawiono przed wyborem: obywatelstwo sowieckie albo repatriacja na teren „nowej” Polski. Pomimo całego emocjonalnego przywiązania do stron rodzinnych wybór mógł być tylko jeden. Odbierając papiery repatriacyjne pani Michalina ironizowała jeszcze ”Czemu każecie mi wyjeżdżać, skoro mnie jest tutaj tak dobrze?” Urzędnicy NKWD nie pozostawiali jej złudzeń, obiecując, że poślą za nią odpowiednich ludzi, którzy sprawdzą każde jej słowo i krok.
    Wyjechała jednym z ostatnich transportów, wraz z rodzinami polskich lekarzy. Po kłopotach w podróży dotarła wreszcie do Przeworska, gdzie jej brat Emil pracował w odbudowywanej cukrowni. Matce rodzina pokazała ja dopiero po dwóch tygodniach, ponieważ na widok wychudzonej i zabiedzonej córki mogłaby się jeszcze bardziej rozchorować. Po jakimś czasie pani Michalina przeniosła się do Tarnowa a więc w pobliże rodzinnych stron pochodzącego z Ciężkowic ojca. Tutaj przy pomocy znajomego z czasów tajnego nauczania, pana mgr Papee, rozpoczęła pracę w Gimnazjum SS Urszulanek. Po dziesięciu latach uczenia i likwidacji szkoły przeszła do III Liceum Ogólnokształcącego w Tarnowie, gdzie pracowała aż do odejścia na emeryturę. Nawet po sprowadzeniu się do Tarnowa prześladowały ją jeszcze minione czasy, a to ze względu na częste donosy znającego ją z okresu życia w Jaworowie Ukraińca.

    ZAKOŃCZENIE

    Uważam, że nic tak dobrze nie oddaje atmosfery, sytuacji i różnorodnych aspektów życia ludzi tworzących w określonym czasie i miejscu konkretną społeczność, jak bezpośrednie w tym życiu uczestnictwo i zarazem jego naturalna obserwacja. Dlatego usiłując ukazać w tej pracy losy mieszkańców Kresów Wschodnich i ich sytuację życiową w czasie II wojny światowej oparłem się na wspomnieniach relacjonowanego okresu będących udziałem pani mgr Michaliny Kędzior, świadka i uczestnika życia Polaków pod okupacją radziecką. Próbując wcielić się w rolę historyka – badacza starałem się przy tym wyeksponować najistotniejsze punkty w jej relacji nie zapominając o przybliżeniu czytelnikowi codziennej rzeczywistości dotkniętych wojną Kresów. Równocześnie w miarę możliwości usiłowałem też potwierdzać autentyczność uzyskanych informacji poprzez wykorzystanie istniejących opracowań historycznych. Nie jestem w stanie ocenić w jakim stopniu spełniły się moje założenia. Jeśli chodzi o wartość uzyskanych od pani Kędzior wiadomości wykorzystanych w tej pracy, to polega ona przede wszystkim na ich rzadko spotykanym, osobistym charakterze. Po spotkaniach z moją respondentką jestem w pełni przekonany, że nie posiada ona skłonności do przejaskrawiania i ubarwiania zaistniałych faktów, a jej indywidualne do nich podejście jest chyba jednym z potrzebnych tej pracy elementów, uwiarygodniającym jeszcze dodatkowo inne opracowania dotyczące tematu losów obywateli wschodnich ziem polskich w latach 1939 - 1945. Z relacji Michaliny kędzior przebija ogromna tęsknota do rodzinnych stron, podsycona zapewne jeszcze dwoma powojennymi wizytami w Jaworowie. Nie dostrzegłem w niej natomiast przejawów większej niechęci czy nawet nienawiści ani do nacji ukraińskiej i rosyjskiej związanych przecież z przykrymi wspomnieniami okresu wojny ani do kojarzonego z utratą Kresów i uzależnieniem Polski od ZSRR systemu komunistycznego. A wszystko to pomimo doznanych represji wojennych oraz szykan ze względu na jej tzw. "klerykalne poglądy" w latach PRL . Rozważając raz jeszcze problem wschodnich rubieży Polski i ich mieszkańców w kontekście przeprowadzonych z panią Kędzior długich i trudnych dla niej rozmów, dochodzę do przekonania, że Kresy Wschodnie funkcjonują dzisiaj w świadomości mojej i być może innych młodych Polaków już nie jako obszar utracony przez Rzeczpospolitą Polską w wyniku II wojny światowej. Kresy to raczej ludzie, którzy się tam urodzili, dorastali i bohatersko oraz godnie przeżyli ciężkie wojenne czasy.


Źródło: Jacek Korniak, „Kresy Wschodnie i losy ich obywateli w czasie II wojny światowej" 

Warto zobaczyć

 

J13
marketingserwis.pl