Baner

Inne

Życie mieszkańców Falkowej w okresie II Wojny Światowej we wspomnieniach Zofii Śmierciak

    Druga wojna światowa była najbardziej krwawą w dziejach ludzkości. Wojnę tę wywołały zbrodnicze siły faszystowskie Niemiec, Włoch i Japonii, które dążyły nie tylko do panowania nad światem ale i do zniszczenia całych narodów. Druga wojna światowa trwała od 1 września 1939 roku do 2 września 1945 roku.

    “W dniu 1 IX 1939r. - wspomina pani Zofia Śmierciak - była piękna pogoda. Księżyc był w pełni. Takie chwile pamięta się całe życie. Wybrałam się do Ciężkowic - dalej wspomina pani Zofia. Do Ciężkowic chodziło się pieszo lub jechało konno. Nie było drogi, nie było też autobusów. Po drodze spotkałam przedwojennego kierownika szkoły w Siekierczynie pana Józefa Ziębę. Pan kierownik był oficerem wojskowym w czynnej służbie podczas pierwszej wojny światowej. Zawsze interesował się polityką i uczył patriotyzmu dzieci i młodzież. Miał też radio na słuchawki. Niewielu ludzi wtedy miało radio. Otóż pan Zięba zatrzymał mnie i poprosił o powrót do wsi i powiadomienie mężczyzn, że wybuchła wojna. Prosił, by mężczyźni się zebrali, bo pójdą do wojska, które stoi za Tarnowem. Ja aktywnie działałam w Kole Związku Młodzieży Wiejskiej" Wici" i interesowałam się polityką. Uczyniłam jak polecił pan Zięba. Mężczyźni przerwali wszelkie prace i spotkali się u mojego ojca pana Józefa Banii. Przygotowywali się do wypełniania poleceń pana Zięby i czekali na dalsze rozkazy. Sytuacja jednak się zmieniła. Nie dotarli do wojska, wszyscy natomiast poszli do lasu. Samorzutnie zaczęto tworzyć oddziały samoobrony. Tak powstała partyzantka. Oddziały partyzanckie na tych terenach były dobrze zorganizowane i działały całą wojnę. Już piątego września cała kolumna wojska niemieckiego przejechała od Ciężkowic przez Zborowice i Pławną do Bobowej. Na ludzi padł "blady" strach. Przynależność do partyzantki była utrzymywana w głębokiej tajemnicy. Za przynależność, za pomoc partyzantom, za wszystko groziła śmierć. Śmierć całej rodziny, a nawet całej wsi. Tak została "spacyfikowana" wieś Jamna. Domy spalone i ludzie żywcem spaleni. Taka była kara za pomoc "bandytom", bo bandytami nazywano polskich partyzantów.
   
    Czasy drugiej wojny światowej były ciężkie do przeżycia. Strach, strach przed wszystkim, ogromny strach. Brakowało chleba, odzieży, butów. Ludzie często jedli lebiodę, ubierali się w odzież z papieru, nosili buty z drewna. Rolnicy oddawali wszystko na kontyngent, za to dostawali tzw. bezcukrzaj, czyli kartki na zakup jedzenia, ubrania, wódki . Oddawali Niemcom wszystko: zboże, ziemniaki, mięso, mleko. Jeżeli ktoś nie mógł, wywiązać się kontyngentu, to czekała go za to śmierć. Życie ludzkie było nic nie warte.

    Wszyscy, oprócz matek z małymi dziećmi, musieli chodzić do okopów. Praca przy okopach była bardzo ciężka. Ziemię kopano łopatami i robiono umocnienia. Kopano okopy w Zborowicach, Bruśniku i bardzo silne umocnienia na wzniesieniach Falkowej. Ludzie pracowali od rana do wieczora niezależnie od pogody. Niemcy robili łapanki i złapanych zabierali do obozu w Bobowej, a później wywozili do pracy przymusowej (niewolniczej) w Niemczech. Polakom przebywającym w obozie przejściowym w Bobowej dużo pomagał pan Stefan Żaba z Bruśnika nazywany "Głupim Stefkiem". Na przymusową pracę zostali wywiezieni pan Tomasz Pruchnicki, pan Feliks Zięcina, pan Paweł Paczuła, pan Jan Stawiarski. Żaden z nich nie doczekał czasu odszkodowań. Jedynie pan Jan Gucwa, ale do pracy niewolniczej został skierowany z obozu jenieckiego.

    Był on bowiem w czynnej służbie wojskowej i do niewoli niemieckiej dostał się w "Kotle" pod Pszczyną. Miała Falkowa przedstawicieli w pierwszym transporcie do Oświęcimia. Był to pan Jan Kurzawa, który zginął w Oświęcimiu oraz pan Adam Jurkiewicz. Adam Jurkiewicz umieszczony był w tym samym "bloku", w którym znajdował się ojciec Kolbe. Był świadkiem wystąpienia ojca Kolbe i dobrowolnego zgłoszenia się na śmierć za Gajowniczka. Zeznawał na procesie beatyfikacyjnym ojca Kolbego. Panu Jurkiewiczowi udało się uciec z obozu w Oświęcimiu. Po ucieczce został partyzantem AK. Zmarł w 1998 roku.

    Mieszkańcy Falkowej pomagali również Żydom. Za pomoc Żydom groziła śmierć całej rodzinie. Żydzi byli jeszcze gorzej traktowani niż Polacy. Na terenie Falkowej za pomoc Żydom został rozstrzelany pan Ignacy Fryda. Miała Falkowa też dwóch Sybiraków, o których dziejach nikt nie pamięta. Był to pan Stanisław Stawiarski i jego brat pan Wincenty Stawiarski. Obaj panowie w 1939 roku byli w czynnej służbie wojskowej. Stali na granicy wschodniej Polski. Przeżyli chyba największą tragedię tego czasu. Siedemnastego września 1939 roku zostali wzięci w "dwa ognie". Od zachodu strzelali do nich Niemcy, a od wschodu Rosjanie. Zostali wtedy wzięci do niewoli rosyjskiej i wywiezieni na "Sybir". Pan Stanisław Stawiarski wrócił po piętnastu latach katorżniczej niewoli. Jego brat Wincenty zginął w drodze powrotnej z zesłania. Dzisiaj już w Falkowej niewielu ludzi pamięta lata drugiej wojny światowej. Prawie wszyscy już umarli.
   
    Ludzie żyli w ciągłym strachu. Nocą przechodzili przez wieś partyzanci, dniem przechodzili Niemcy. Niemcy ze wsi zabierali zakładników i przetrzymywali ich w tarnowskim więzieniu. Zakładnicy wymieniani byli co dziesięć dni Gdyby w tym czasie był atak partyzantów na okupanta, to zakładnicy natychmiast byli rozstrzelani. Pamiętam zabranych zakładników: pan Jakub Pociecha, pan Wojciech Śmiertka i mój ojciec: Józef Bania. Te dziesięć dni trwały "całą wieczność". Wrócili. Inni zakładnicy mieli mniej szczęścia, zostali rozstrzelani.
   
    Pamiętam dzień siedemnastego stycznia 1945roku. Na ten dzień wszyscy czekali przez całą okupację. Niemcy uciekali przed wojskiem rosyjskim. Padali od kul. Zostali pochowani w zbiorowej mogile w Górnej Falkowej, koło domu pana Pyrka. Ludzie odetchnęli, ale na krótko.
   
Zofia Śmierciak

Warto zobaczyć

 

J13
marketingserwis.pl