Sprawa rodziny Bulandów
Gimnazjum w Grybowie zostało uruchomione w lutym 1945 r. Rozpoczęli w nim naukę dwaj bracia z Lipnicy Wielkiej: Leopold i Mieczysław Bulanda. Później naukę kontynuowali w Nowym Sączu, mieszkając w Bursie im. T. Kościuszki. Atmosfera powojenna, pełna nowych zagrożeń ze strony kolejnego okupanta, nie sprzyjała poczuciu bezpieczeństwa i stabilizacji.
Jak wspominał Jan Bulanda, jego brat Mieczysław, bardziej zdolny, zdołał zaliczyć dwie klasy w jednym roku. 15 marca 1947 r. miało dojść w szkole do przykrego incydentu. Syn dyrektora gimnazjum, Szeworskiego, uderzył Mieczysława kamieniem oblepionym śniegiem. Doszło do bójki między chłopcami i zawieszenia Mieczysława w prawach ucznia na dwa tygodnie. Ten, nie wierząc w możliwość zakończenia nauki „małą maturą” z uwagi na znane stanowisko dyrektora, wyjechał do wujostwa Krasińskich w Krosnowicy Kłodzkiej. Szwagier matki Mieczysława, Jan Krasiński, był dyrektorem gimnazjum w Kłodzku, gdzie wkrótce Mieczysław złożył egzamin, uzyskując „małą maturę”.
Młodość górna i chmurna
Mając już za sobą pierwszy etap nauki, zgłosił się do Państwowej Szkoły Morskiej w Gdyni. Po 3-tygodniowym szkoleniu został skierowany do Szkoły Morskiej w Dziwnej koło Kamienia Pomorskiego. Tam przebywał do 15 października 1947 r. Niestety, nie był tam długo. Nie mogąc się pogodzić z istniejącymi stosunkami, złożył protest, niepoparty przez kolegów. Wydalony, powrócił w mundurze marynarskim do Nowego Sącza 20 listopada 1947 r. Obawiając się jednak kłopotów ze strony władz, zamieszkał u kolegów, Stanisława i Jerzego Zielińskich w Nowym Sączu. Nie mając żadnego zajęcia, za namową Jerzego Zielińskiego, członka ORMO, też wstąpił do ORMO. Kupił pistolet parabellum za maszynę do pisania, przywiezioną z zachodu. Niestety, pozostając pod złym wpływem kolegów, używał tego pistoletu do zastraszania osób w czasie dokonania kilku napadów na sklepy. Inny kolega, Bohdan Janicki, zaproponował mu zabranie „garniturków” sportowych z Klubu Sportowego „Sandecja”. I tak się zaczęło. Aresztowany wraz kolegami mającymi broń, 12 grudnia 1947 r., zagrożony osadzeniem na Montelupich, zbiegł 18 grudnia 1947 r., a za nim wysłano listy gończe.
Działalność
Teren nowosądeckiego kipiał konspiracją, a atmosfera nowego zagrożenia i niebywałe akty terroru ze strony nowego okupanta, nie sprzyjały normalnemu tokowi nauki.
W tej atmosferze organizowanie się kilku chłopców, którzy mieli broń, była sprawą naturalną. Zabrakło kogoś starszego, kto wskazałby im właściwy cel buntu- działali sami, a ich przywódcą został Mieczysław Bulanda, najbardziej „niepokorny” i mający już za sobą pewne przeżycia.
Wychowany w rodzinie o tradycjach ludowych, udzielającej się społecznie, bogatej i cieszącej się szacunkiem miejscowej społeczności z racji swojej zamożności i gospodarności, nie mógł się pogodzić z parodią sprawiedliwości ludowej, programowo w imię walki klas niszczącej takich właśnie „kułaków” i reagował spontanicznie.
Zachowały się odbitki dwóch ulotek antypaństwowych, pisanych na maszynie przez Mieczysława Bulandę. Jedna pt. Chłopi!!!!, nawołująca do zbierania broni wobec spodziewanej bliskiej już wojny. Komuniści są władzą w urzędach, a Mietek w lesie. Ostatnie zdanie wypunktowane dużymi literami
Kto z obywateli ma broń a boi się przetrzymywać, to ja przyjmę. Płacę dowolne ceny. Z poważaniem Mieczysław Blanda -(chyba błąd maszynowy), bo pod spodem własnoręczny podpis:
M. Bulanda.
Druga ulotka datowana oficjalnie:
Lipnica Wielka 11.12.1948- Odezwa- Do Obywateli wsi Lipnica Wielka! Obywatele Chłopi! Jak Wam wiadomo jesteśmy obecnie niewoli ustroju komunistycznego
Zachowała się tylko jedna strona bez zakończenia o wymowie analogicznej do poprzedniej.
Apel do ludności wiejskiej jest w przypadku Mieczysława Bulandy bardzo zasadny, nie tylko dlatego, że urodził się i mieszkał na wsi, w Lipnicy Wielkiej. Także dlatego, że jego ojciec miał duże gospodarstwo- 20 mórg ziemi i 2 ha lasu- i był działaczem ruchu ludowego. Podobnie brat ojca, Józef Bulanda, działał w ruchu ludowym.
W okresie okupacji, ojciec Mieczysława, Stanisław Bulanda, należał do konspiracyjnej trójki gminnej ruchu ludowego wraz z Mamulskim i Janem Żarowskim w ramach BCh-LSB. Stanisław Bulanda jako agronom, wyznaczał i odbierał od rolników kontyngent zboża. Józef Olszyński, działający w SL „Roch” na tym Terenia, zażądał od niego dodatkowego obciążenia rolników o 10 kg na rzecz ich partyzantki. Ojciec (w głosowaniu tej „trójki”) nie zgodził się, uważając, że i tak ludzie są zbyt obciążeni. Ktoś zrobił na niego donos do Niemców, oskarżając go o krętactwa przy rozliczeniach. Skrupulatny i okrutny w egzekwowaniu wyroków Niemiec, sprawdził oskarżenie. Ponieważ się nie potwierdziło, chciał zastrzelić donosiciela Kasprzyka. Stanisław Bulanda wyprosił jednak jego ułaskawienie. Następstwem jednak tego wydarzenia był napad rabunkowy na gospodarstwo Bulandów przez „ludzi Żarowskiego”. Ponieważ, oprócz ubrań i inwentarza żywego, zabrano narzędzia pracy (pasy transmisyjne itp.), Emilia Bulandowa poszła do „kuma” Żarowskiego i zagroziła, że jeżeli nie oddadzą zabranych rzeczy, to załatwią to jej bracia, którzy są w AK. W nocy oddano wszystko pod dom. Stanisław Bulanda napisał o tym do Narcyza Wiatra „Zawojny” i na skutek tego otrzymał wezwanie na rozprawę „Sądowo- organizacyjną”. Niespodziewanie zastał tam samego Józefa Olszyńskiego (późniejszego aktywnego działacza PSL, a następnie organizatora PSL- Lewicy w nowosądeckim), który go przeprosił, tłumacząc, że to było nieporozumienie. O działalności rodziny Mieczysława Bulandy sądecki PUBP zapewne dobrze wiedział.
Zarzucano mu więc, że szerzy szeptaną propagandę antypaństwową, organizuje napady na działaczy demokratycznych, rabunek nazywa „rekwirowaniem na rzecz oddziałów podziemnych”, nawołuje ludność gminy Korzenna w powiecie Nowy Sącz do niezdawania broni, mówi o spodziewanym wybuchu III wojny światowej, rozlepia pisane na maszynie ulotki o treści antypaństwowej itp. Ustalono, że wprawdzie nie miał kontaktów z podziemiem, ale działał na podłożu politycznym, dokonując napadów przede wszystkim na spółdzielnie oraz urzędy państwowe względnie samorządowe.
Jednym z podstawowych elementów konspiracji młodzieżowych tego okresu była wielka łatwość posiadania broni. Organy bezpieczeństwa traktowały posiadanie 3 sztuk broni jak posiadanie magazynu i karało za to z całą bezwzględnością. Panująca ogólnie atmosfera nadziei na wybuch III wojny światowej sprawiała, iż oczekiwanie na zmianę istniejącego ustroju i stosowanego terroru było powszechne.
Wspomniana grupa chłopców, z którymi zaprzyjaźnił się po powrocie do Nowego Sącza Mieczysław: Bohdan Janicki oraz bracia Jerzy i Stanisław Zielińscy, przejęła niejako ówczesny styl życia i zaczęła dokonywać różnych napadów- najpierw na spółdzielnie i instytucje społeczne, potem także i na osoby prywatne, szczególnie na członków PPR. Zaczęli się ukrywać.
Czasem korzystali z gościny życzliwych im ludzi, ale tylko przez krótki czas, bo zagrażało to bezpieczeństwu gospodarzy. Przenoszący się z miejsca na miejsce, tułający się po lasach, liczący na to, że III wojna światowa wnet wybuchnie, musieli stosować wszelkie dostępne im metody, aby przeżyć. A więc najczęściej- przeprowadzanie tzw. akcji „ekspropriacyjnych” na instytucje spółdzielcze lub państwowe, niekiedy niestety, także na osoby prywatne. Przy okazji takich „napadów”, osoby poszkodowane powiększały zwykle wielkość strat. Często społeczność wiejska też korzystała z ich zdobyczy, ludzie nie byli więc im zbyt przeciwni. Ale władze karały nawet za usiłowanie lub samo zamierzenie, jeżeli zostały ujawnione. Ponieważ Mieczysław Bulanda ukrywał się od końca 1947 r. aż do ostatecznego ujęcia 1 marca 1949 r., dokonywał też takich akcji, dzieląc się niekiedy z innymi.
Dokonywane bowiem przez niego „napady” miały raczej charakter demonstracyjny wobec organów bezpieczeństwa. Społeczeństwo z sympatią obserwowało tę jego samotną walkę z „utrwalaczami władzy ludowej”. Zabrane ze spółdzielni towary rozdawał ludności, sam przecież nie mając żadnego stałego schronienia i tułając się po lasach, stogach siana, budynkach gospodarczych, których właściciele nie zawsze wiedzieli, że tam śpi, nie potrzebował wiele.
Jak wspomina późniejszy współwięzień, Jan Witowski o ps. „Szlifibruk”, żołnierz Polskiej Podziemnej Armii Niepodległościowców operującej w nowosądeckim, Mietek opowiadał w celi ze swadą:
Wpadałem do sklepu zwykle wieczorem, kiedy było najwięcej gospodarzy i krzyknąłem: „Padnij! Mietek Bulanda!” Wszyscy padali, gdzie popadło. Następnie dawałem im rozkaz: „ A teraz udamy się do moich apartamentów”. Gdy byliśmy już w lesie, mówię: „Wysypać! Dajcie znać biednym, niech przyjdą i to sobie zabiorą”. W taki i podobny sposób rozbiłem 64 spółdzielnie i sklepy wiejskie. Gdy miałem pieniądze, rozdawałem je potrzebującym.
Z liczbą 64 rozbitych spółdzielni chyba przesadził, chociaż w akcie oskarżenia istotnie obwiniano go o 60 napadów z bronią. Ale w uzasadnieniu wyroku, gdzie przypisano mu wszelkie nieujawnione dotąd napady, zarzucano mu ich 33, w tym 28 na spółdzielnie, a 5 na osoby prywatne (którym zresztą zabierał tylko potrzebne mu do przeżycia artykuły żywnościowe lub garderobę).
Zdarzało się też, że sam wymierzał kary. Jak zeznawał, widząc płaczącą dziewczynkę, której ojciec został zatrzymany za kradzież drzewa, postanowił ukarać leśniczego.
Wchodzę do leśniczówki, jest leśniczy i student na praktyce. Chodziłem ubrany po wojskowemu z jedną gwiazdką na ramieniu. Przedstawiłem się, że jestem Mietek Bulanda i pytam: Za co kazał Pan zamknąć człowieka? A ten mi coś odburknął. Wziąłem konara i wymierzyłem mu kilka uderzeń tak, że złamałem mu rękę. Takich „dupobić” miałem za sobą osiem.
Mimo to w pamięci mieszkańców do dzisiaj zachowały się o nim ciepłe wspomnienia.
Pierwsze aresztowania
Mieczysław Bulanda został po raz pierwszy zatrzymany 12 grudnia 1947 r.
Nazajutrz, dnia 13 grudnia, aresztowano ojca- Stanisława Bulandę. Czekano na niego w domu, ale on właśnie wracał z polowania. Zgarnęli go ze sklepu, do którego wstąpił. Jako myśliwy dysponował oficjalnym pozwoleniem na posiadanie broni i miał przy sobie strzelbę. Ale koledzy zdradzili, że Mieczysław miał pistolet. Gdy najmłodszy syn Józef, wiedząc, że jest schowany w kominie, przyniósł niklowany pistolet, ojciec chcąc ratować syna, powiedział, że to jest jego broń. I to było podstawą dalszego postępowania wobec ojca.
18 grudnia Mieczysław zdołał uciec. W domu Bulandów UB zrobiło „kocioł”, który trwał prawie do świąt. W sumie zebrało się tam około 40 osób, których nie wypuszczano. Ponieważ dom nie był przygotowany na taką ilość gości, gotowano ziemniaki, bo wszyscy byli głodni. Drugi „kocioł” urządzono u narzeczonej Mieczysława, Marii Hojnor, we wsi Jasienna. Tam zebrało się 17 osób.
Według relacji Jana Bulandy, po świętach a przed Nowym Rokiem przyszedł do domu Bulandów kolega Mieczysława, Stanisław Zieliński, mówiąc, że uciekł z UB i chce się widzieć z Mieczysławem. Ten na jego prośbę przyszedł 2 stycznia 1948 r. do domu i ubierał koszulę, trzymając ręce do góry, gdy z zewnątrz otwarto do niego ogień z automatu przez okno. Został wówczas po raz drugi aresztowany, według brata, Jana, na skutek donosu braci Zielińskich.
Zabrany do aresztu UB w Nowym Sączu, przebywał na II piętrze, gdzie nie było krat, ale był zamknięty w celi. Zorientował się jednak w sposobie otwierania drzwi i sam się uwolnił. Poszedł jeszcze na I piętro odebrać swój niklowany pistolet. Ponieważ tam były kraty, wrócił ponownie na II piętro, z którego wyskoczył przez okno. Było to 4 stycznia 1948 r. Będąc bardzo zbitym przez ubeków, udał się do rodziców znajomej nauczycielki, u których był kilka dni, a ona dała znać do rodziców, że przyjdzie jak wróci trochę do zdrowia.
Sprawa Stanisława Bulandy i innych
W tym czasie PUBP aresztowało jeszcze kilku jego kolegów, których proces odbył się łącznie z procesem ojca. Urządzono „pokazówkę” na sesji wyjazdowej w Nowym Sączu w tzw. „Domu Pierackiego”. Ojca sądzono wraz z pięcioma kolegami syna Mieczysława, oskarżonymi o współudział, udzielenie pomocy Mieczysławowi, przechowywanie broni. Aresztowaną też narzeczoną Marię Hojnor za udzielenie świadomie powtarzającej się pomocy […] noclegu i często urządzając libacje.
Wyrok w sprawie ojca i kolegów:
WSR w Krakowie na sesji wyjazdowej w Nowym Sączu dnia 4 marca 1948 r. (Sr 170/48)
w składzie
przewodniczący kpt. Ludwik Kiełtyka
ławnicy sierż. Marian Czarkowski i kpr. Jan Kowalski
prokurator wojskowy por. Jerzy Niziński
skazał:
1. BOHDANA JANICKIEGO s. Edmunda i Aleksandry Szczepanek,
ur. 8 maja 1929 r. w Równem, zam. w Nowym Sączu,
za dokonywanie rabunków,
na karę śmierci złagodzoną do 15 lat.
2. JERZEGO ZIELINSKIEGO, s. Andrzeja i Julii z d. Wojnar,
ur. 29 stycznia 1922 r. w Rozwadowie, ostatnio członka ORMO, zam. w Nowym Sączu,
za dokonywanie rabunków,
na 15 lat, zmniejszone do 6 lat i 8 m-cy.
3. STANISŁAWA ZIELINSKIEGO, s. Andrzeja i Filomeny z d. Wojnar,
ur. 12 lutego 1919 r. w Trześni pow. Tarnobrzeg, agronoma, zam. w Nowym Sączu,
za dokonywanie rabunków,
na 15 lat, zmniejszone do 6 lat i 8 m-cy.
4. MARIANA TOKARCZYKA, s. Józefa i Doroty z d. Gricz,
ur. 1 kwietnia 1927 r. w Suchej Strudze pow. Nowy Sącz,
za pośredniczenie w sprzedaży zabranego konia,
na 8 lat więzienia.
5. MARIĘ HOJNOR, c. Józefa i Wiktorii z d. Brończyk,
ur. 21 marca 1928 r. w Jasiennej, pow. Nowy Sącz,
uniewinniono od zarzutu udzielenia pomocy i schronienia członkom „bandy”.
6. STANISŁAWA BULANDĘ, s. Jana i Wiktorii z d. Gad,
ur. 27 stycznia 1902 r. w Lipnicy Wielkiej, pow. Nowy Sącz, rolnika,
za to, że od kwietnia do 14 grudnia 1947 r. przechowywał w swoim domu w Lipnicy Wielkiej bez zezwolenia władz broń palną i amunicję ( pistolet Parabellum, kal. 9 mm, z 6 nabojami),
na karę 5 lat więzienia, utratę praw publicznych i honorowych na okres 3 lat.
7. ADAMA PIASECKIEGO, s. Wojciecha i Marii Smoluszanki,
ur. 10 lipca 1929 r. w Rzeszowie, zam. w Jeleniej Górze (syna byłego dowódcy pułku WP w Nowym Sączu przed 1939 r.),
za posiadanie broni,
na 10 lat więzienia.
Stanisław Bulanda karę swoją odbywał w Montelupich, Goleniowie i w OP Warszawa. Dopiero na mocy „Postanowienia” z dnia 8 czerwca 1951 r. został warunkowo zwolniony.
Mieczysław, ścigany i tropiony, usiłował oddziaływać na miejscową społeczność i uświadomić jej tragiczną sytuację polityczną. Zabierając towary ze sklepów czy pieniądze , zostawiał zawsze pokwitowanie, czasem podpisane nazwiskiem, czasem szczególnym pseudonimem: „Mściciel”, podkreślając swój prywatny sprzeciw wobec tego , co działo się dookoła.
W szczegółowym opracowaniu „Historia bandy Mieczysława Bulandy ps. >>Mściciel<<” autor- funkcjonariusz UB przyznaje, że jego działalność zaczęła przybierać charakter polityczny, podpisując pokwitowania „Mściciel” i kolportując ulotki. On zaś sam był na tyle sprytny, że trzykrotnie potrafił uciec po zatrzymaniu. Aresztowanie niesfornego chłopca, w dodatku syna kułaka i działacza ludowego, cieszącego się powszechnym poważaniem wśród miejscowej ludności, było dla PUBP w Nowym Sączu sprawą prestiżową, toteż nie ograniczyli się tylko do inwigilowania jego osoby oraz bliskich mu kolegów, ale postanowili zniszczyć rodzinę.
c.d. w pliku PDF
Źródło: Żychowska M., Represje komunistyczne w Tarnowskiem 1945-1956, Tom I Miasto i powiat Tarnów, wyd. STUDIO KSIĄŻKI, s. 545-568