Jastrzębi droga do nowoczesności
Pośród układających się w różne mozaiki pól uprawnych, w scenerii zalesionych i malowniczych wzgórz stoją przycupnięte solidne, murowane domy, o niektórych można by rzec, wprost wille, biją w oczy ich czerwone lub srebrzyste dachy, na których nierzadko sterczą anteny telewizyjne. Przy każdym prawie wianuszek zieleni, a nawet opadające łagodnymi zboczami sady owocowe. Z daleka dobiega cichy pomruk wspinającego się pod górę ciągnika. Znaczy on swą drogę pasem świeżo zaoranej i czarnej ziemi. Poniżej, doliną wije się wstęga drogi niczym brzęczące żuki mkną nią motocykle, furgonetki, co jakiś czas przejedzie niebieski autobus. Na drodze z molochem naszych czasów motoryzacją koegzystuje też chłopski wóz, ale już ogumiony, prawo obywatelstwa ma też poczciwa krówka, stado owieczek. Przy szosie większe skupisko domostw, chociaż nie jest to tradycyjna ulicówka, ale rozrzucone bezładnie tworzą jednak coś na kształt nieźle utrzymanego osiedla, z chodnikami takimi jak w mieście, przyjemnym skwerkiem z ławeczkami. Tutaj w centrum - zalazły swe miejsce wszystkie instytucje użyteczności publicznej, a więc dom gromadzki z siedzibą GRN, pocztą i łaźnią, sklepy, bar, ośrodek zdrowia, szkoła i wiejski dom kultury.
Taki jest dzisiejszy obraz leżącej na południowych krańcach powiatu tarnowskiego wsi Jastrzębia, zamieszkałej przez ludzi pracowitych i ambitnych, prostych i upartych. Ten ich chłopski upór pozwolił im znieść niejedną krzywdę, jako że historia nie była dla nich łaskawa. W dobie narodzin nowego ładu stanęli zaraz do jego budowy. Znów należało do zaczętego dzieła wprzęgnąć ten sam upór, ale już poparty ambicjami i określonym programem działania, który by pozwolił lepiej i dostatniej żyć.
Droga, po której Jastrzębia kroczy już od 25 lat, prowadzi ją do nowoczesności. Z pewnością cząstkę tej ostatniej wieś już osiągnęła, o czym zresztą świadczy jej aktualny wygląd. Warto prześledzić losy tej wsi, pokazać jej dzieje na przestrzeni lat, przedstawić ludzi, którzy na pewno znajdą swoje miejsce w historii Jastrzębi.
OBRAZEK SPRZED WIEKU
Trudno podać dokładny wiek wsi, ale pewne jest, że liczy sobie ona kilkaset lat. Rodowód jej zaczyna się gdzieś przed najazdami Tatarów, co prawda brak jest dokumentów, aby potwierdzić tę hipotezę, ale coś niecoś można wydedukować z belek drewnianego kościółka. Stoi też na wiejskim cmentarzu poważnie sfatygowany pomnik ostatniego z rodu Dobrzańskich - właścicieli Jastrzębi, chociaż ten zabytek potwierdza już czasy późniejsze. Pochodzi z okresu rebelii Jakuba Szeli z 1846 roku, która też pozostawiła tutaj swój ślad. Spłonął wtedy dwór, jastrzębianie chwycili za broń. Nie ma zgody wśród żyjących jeszcze wiejskich kronikarzy, co do znaczenia samej nazwy wsi. Sołtys Julian Jurkiewicz opowiada się za tym, że Dobrzański miał w herbie jastrzębia, zaś działaczka wiejska, wieloletnia radna Bronisława Olszyńska tłumaczy to po prostu dużą ilością jastrzębi w ogromnych wówczas w okolicy lasach. Zostawmy jednak ten spór i na podstawie tego co zostało w pamięci niektórych zrekonstruujmy ówczesny wygląd wsi.
Chaty były kurne, w jednej zazwyczaj izbie mieszkali ludzie i trzymano cały dobytek, wieczory spędzano przy bladym świetle kaganka. Dworem rządzili wspomniani Dobrzańscy, od nich to majątek kupili Czesi. Wieś składała się z trzech folwarków i 42 kurnych chat. Na dworskich polach pełnili jastrzębianie swą przymusową powinność - odrabiali pańszczyznę przez trzy dni w tygodniu. Do pańszczyźnianych reminiscencji dosyć często powracają dziś we wspomnieniach z tamtych lat 70-letnia Bronisława Olszyńska i Julian Jurkiewicz.
Biedni służyli u bogatych aby zapewnić sobie minimum skromnej egzystencji. Do wiejskich chat często zaglądał głód, żywiono się przeważnie plackami, chleb był od święta. Chodzono w długich białych płóciennicach robionych z przędzonego w domach lnu. We wsi stała już w 1905 r. jednoizbowa szkoła, naukę tam prowadzono systemem trzyzmianowym, bo też tyle klas liczyła owa placówka. Rychło powstała druga szkoła również jednoizbowa tzw. nowa. Do szkół nie chodzili biedni, tym nie potrzebna była umiejętność czytania lub pisania, do służby wystarczyła przecież siła mięśni.
DROGĄ Z DYLÓW NA SAKSY
Nieco nowego przyniosła ze sobą do wsi pierwsza wojna światowa, a najważniejsze to droga jaką saperzy zbudowali z...dylów. Okolicą wstrząsnęły zacięte walki, zginęło wielu mieszkańców Jastrzębi. Po zakończeniu działań wojennych zapanowała we wsi bieda, co przedsiębiorcze jednostki wyruszały w poszukiwaniu pracy. Jeździły kobiety do Danii, mężczyźni do Prus i Saksonii, a wracali na zimę niczym ptaki do własnych gniazd, ściskając mocno w garściach węzełki z zarobionymi pieniędzmi. Można było za nie postawić chałupę, wyżywić rodzinę, kupić krowę, z tym, że na wiosnę znów należało sposobić się do wędrówek na saksy.
Sytuacja dwudziestolecia międzywojennego znalazła pełne odbicie także w Jastrzębi. Po krótkim pobycie w granicach starostwa grybowskiego włączono ją do starostwa tarnowskiego. Do ciekawego podziału doszło w samej wsi, Jastrzębię Dolną zamieszkiwali biedni, zaś Górną — bogacze. Na czele wsi stał sołtys, a konkretnie kierował on radą gromadzką, której członkowie (bogaci gospodarze, ksiądz) widzieli raczej zawsze własne interesy niż dobro ogółu. Nic też dziwnego, że organ ten nie cieszył się zaufaniem chłopów, a po drugie nie miał bardzo czym rządzić. Rada w rzeczywistości spełniała role sekwestratora w ściąganiu podatków i zaledwie zarządzała niewielkim mieniem gromadzkim, z którego uzyskiwała nikłe dochody. Budżet rady zamknął się w 1939 roku sumą ledwie 456 złotych, bo też coraz mniej drzew pozostawało w gromadzkim lesie. Niewiele zmienił się wygląd wsi, dominowały nadal kurne chaty jednoizbowe, na budowę domów używano tylko drewna. Niebudującego obrazka dopełniały pozostające w katastrofalnym stanie drogi, bo przecież ich remont odbywał się tylko w ramach tzw. szarwarków — obowiązku bardzo gnębiącego chłopów. Szerzyły się zabobony, ciemnota zbierała obfite plony nie mając żadnego przeciwnika w istnieniu dwóch szkół i działalności szeregu organizacji. Leczenie pozostawało w gestii znachorów.
Największy jednak rozgłos zyskało sobie powstałe pod koniec XIX wieku kółko rolnicze. Miało ono własny sklep, zlewnię, produkowało masło i sery, prowadziło sprzedaż nawozów sztucznych. Postępowi młodzi jastrzębianie bardzo szybko znaleźli swe miejsce w Związku Młodzieży „Wici". Przewodził im znany działacz wiejski Franciszek Mirek, który jednakże za swe śmiałe antysanacyjne poglądy znalazł się niebawem w Berezie Kartuskiej. Zastąpił go nauczyciel Mikołaj Jancur, o którym mówi się do dziś, że wychował na dobrego obywatela niejednego młodego człowieka. Wiciowcy prowadzili robotę polityczną, popularyzowali czytelnictwo, wystawiali sztuki teatralne i walczyli ze swymi przeciwnikami ideologicznymi. Inna rzecz, że dla poparcia własnych racji uciekano się nieraz do... noży.
Chlubiła się Jastrzębia dwoma szkołami publicznymi o trzech i czterech klasach i jednym nauczycielu. Dopiero w latach trzydziestych przybyło pedagogów i każda ze szkół miała już po trzech nauczycieli. Wtedy to wokół nich zaczęło ogniskować się życie kulturalne, placówki szerzyły oświatę, a przed wybuchem wojny próbowały nawet dokształcać młodzież starszą. Szkoły dopracowały się własnych bibliotek. Cóż z tego, kiedy ich pomieszczenia okazały się po prostu za ciasne. Padła myśl budowy nowej szkoły, propozycja ta jednak na długo podzieliła jastrzębian na dwa obozy, bo ci z górnej i dolnej wsi chcieli mieć nową placówkę u siebie. Wojna przerwała wreszcie spór, który odżył na nowo po wyzwoleniu.
PRZEWAŻALI GORĄCY PATRIOCI
Niedługo musieli czekać jastrzębianie na swoich oprawców w pamiętnym wrześniu 1939 roku. Już pierwszego tygodnia tego miesiąca niemieckie swastyki pojawiły się we wsi. Jej mieszkańcy płacili wysoki haracz, nierzadko własnym życiem. Płacili również własnym dobytkiem, płodami z chłopskich zagonów i inwentarzem z nędznych obórek. Okupant na nic nie zważał, grabił co tylko się dało, trzebił okoliczne lasy, wysysał wszystkie soki z jastrzębskiej ziemi. Lżej żyło się bogatym, ci mieli z czego składać daniny, a wielu z nich wybrało drogę kolaboracji. Dzielnie służył wrogowi sam ówczesny sołtys, nie oszczędzając nawet tych najbiedniejszych.
Na szczęście takich ludzi we wsi nie było dużo, przeważali gorący patrioci. Powstał oddział partyzancki, mieszkańcy udzielali mu wydatnej pomocy. Niemcy odpowiedzieli wzmożonym terrorem, m.in. rozstrzelali 4 niewinnych ludzi.
Na wiejskim firmamencie pojawił się wówczas młody wiciowiec Jan Broniek, od tego czasu nie będzie już sprawy dotyczącej Jastrzębi, która nie łączyłaby się z jego postacią.
Pomagali też innym partyzantom, przeprowadzając ich różnymi tajemnymi przejściami, służyli informacjami, opatrywali rannych, udzielali schronienia, żywili. Sześciu jastrzębian dzielnie walczyło także pod Jamną. Po tej bitwie Niemców ogarnął popłoch i zaczęli na gwałt budować fortyfikację oczywiście pędząc nieludzko do robót mieszkańców wsi, nie rezygnując przy tym nawet z pomocy dzieci. Hitlerowcy wyciągali ostatnie sztuki bydła z obór, zabierali zboże. We wsi panował głód i strach.
Nadszedł wreszcie styczeń 1945 roku, wolność była tuż, tuż. Niosły ją rozbrzmiewające za górami kanonady artyleryjskie. Dzień wolności - 17 stycznia - poprzedziła krótka potyczka o wieś, zginęło w niej 23 Niemców i 3 żołnierzy radzieckich. Po południu tego dnia łzy szczęścia w oczach jastrzębian witały oddziały Armii Czerwonej.
NIE BYŁO SPOKOJU POD JABŁONIAMI...
Powojenny start wsi był podobnie trudny jak całego zniszczonego kraju. Wszystko zaczynało powoli budzić się do życia, a z nią młoda władza ludowa. Chłopi otrzymali dworską ziemię. Sołtysem wybrano Juliana Jurkiewicza, do dziś nie oddał on wiejskiego przewodnictwa. Powoli zabliźniały się wojenne rany, ale pod jabłoniami i śliwkami nie było nadal spokoju. Grasowały wokoło bandy złożone z opryszków, politycznych abnegatów i przeciwników nowego ładu. Jastrzębi szczególnie dawał się we znaki Bulanda ze swą kamarylą, to on wydawał wyroki śmierci na miejscowych działaczy, grabił i palił domostwa. Czatował Bulanda także na Jana Brońka, który swej aktywnej działalności politycznej mało nie przypłacił życiem. Uratował go przypadek, ówczesny Komendant MO w Ciężkowicach Fr. Turzański przydzielił mu ochronę lecz Broniek nie skorzystał z niej i poszedł polami na tzw. skróty, gdy tymczasem zaczajeni na innej drodze bandyci zaczepili innego człowieka. Bulanda nie dawał za wygraną, w innym czasie strzelał do Brońka przez okno spółdzielni. Żaden z 20 strzałów nie trafił na szczęście do celu. Bulandowcy napadli też na magazyny spółdzielni „Społem", którą właśnie założył i prowadził Jan Broniek. Ich łupem padły towary wartości ponad 300 tysięcy złotych.
W owych latach jastrzębska spółdzielnia stała wysoko, oferowała nie tylko artykuły pierwszej potrzeby, ale też obuwie, tekstylia, a zaopatrywali się w niej handlowcy aż z Myślenic, Gorlic, Bochni, Brzeska, Tarnowa. Własnym samochodem przywozili spółdzielcy towary nawet z samej Łodzi.
W niespokojnej atmosferze przebiegały pierwsze wybory w 1947 roku, wieś zyskała wówczas swych reprezentantów w WRN, PRN i GRN, radnymi zostali m.in. więziony w obozach sanacyjnych Franciszek Mirek i Jan Broniek.
O PEWNEJ RYWALIZACJI I CO Z TEGO WYNIKŁO
Mimo trudnych dni ambitni mieszkańcy wsi nie mogli wytrzymać bez społecznego działania, chcieli ułożyć sobie lepiej niż dotychczas własne życie. Ledwo przebrzmiały echa działań wojennych zawiązali Społeczny Komitet Budowy Szkoły, cóż z tego - przedwojenny spór powrócił z całą ostrością. Wieś chciała nadal dwie szkoły, wnet powstał drugi Komitet Budowy i zaczęła się rywalizacja, może nie bardzo potrzebna w tym czasie, nie nam sądzić dzisiaj. Jednak jastrzębianie dopięli swego: zbudowali dwie szkoły, ale nie uprzedzajmy faktów.
Budowa wlokła się latami, to brakowało pieniędzy, materiałów, to znów wstrzymano roboty z powodu braku zatwierdzonej dokumentacji, gdyż szkołę zaczęto budować na dziko. Gdy zaszła potrzeba jastrzębianie sprowadzili na miejsce komisję ministerialną, by zadecydowała o słuszności dalszej budowy...
W 1948 roku Jan Broniak prezesował już w Gminnej Spółdzielni w Ciężkowicach, która pochłonęła Jastrzębską „Społem", ale o szkole nie zapomniał. Jeździł kilkakrotnie z delegacją do Ministerstwa Oświaty by zabiegać o potrzebne fundusze na dokończenie budowy. W stolicy jeden z wiceministrów nie miał ochoty na rozmowę z nimi, wtedy Broniek znalazł drogę do KC PZPR, tam opowiedział o wszystkim i skutek był taki, że delegacja z dalekiej Jastrzębi uzyskała audiencję w ministerstwie, a niedostępny dotąd wiceminister obiecał potrzebne dotacje. Jednakże przyrzeczone pieniądze nie nadchodziły do wsi, wtedy to porządnie zdenerwowany Broniek wsiadł w pociąg do Warszawy, a jechał w tej sprawie już trzynasty raz i to na własny koszt. Tym razem na załatwienie funduszu potrzeba mu było ledwie... 20 minut.
Po tych wojażach ożywiły się obie budowle, przyznane dotacje poważnie poparły czyn ludności. Dopiero w 1952 roku szkoła nr 1 została ukończona i oddana do użytku. Kosztowała 3,6 mln złotych, suma ta w przeważającej mierze została uzyskana z opodatkowania się wsi i robocizny jej mieszkańców.
Kronikarz Jastrzębi donosi, że ilość dni przepracowanych przy wznoszeniu szkoły przez każdego mieszkańca wyniosła od 15 do 80 dniówek. Również w 1952 roku oddano dzieciom parter szkoły nr 2, dalsze jego części zakończono później i tak skończyła się epopeja o mieszkańcach wsi, którzy najlepiej pomogli sobie sami, gdyż czynem społecznym w wyniku szlachetnej rywalizacji postawili duże, okazałe szkoły, oczywiście z dużą pomocą państwa. Druga szkoła kosztowała 3,7 mln zł. Do jej powstania niebagatelny wysiłek włożyły nauczycielki: Aniela Hołda, Maria Zalipska. Gdyby połączyć społeczny grosz wydany przy wznoszeniu obu obiektów uzbierałoby się tego ze 4 miliony złotych.
KAŻDY SPOŁECZNIKIEM
Szkoły wieś już miała, musiała myśleć o drogach i ośrodku zdrowia. Właśnie w X rocznicę wyzwolenia ziemi tarnowskiej jastrzębianie zadeklarowali czyn w zakresie wyremontowania trzech kilometrów drogi lokalnej. Rok 1956 przynosi elektryfikację wsi, prowadzoną z subwencji państwowych lecz jastrzębianie nie chcą nic za darmo, sami zwożą słupy, kopią doły i utrzymują 54 monterów. Żarówki zabłysły w 103 gospodarstwach na ogólną liczbę 360. Nie ma jeszcze światła w przysiółkach jak np. Łazy i Koniec Wsi, ale od czego jest społeczna inicjatywa, postanowiono je zelektryfikować systemem gospodarczym.
Całemu przedsięwzięciu nadają ton: Jan Broniek, Stefan Golinowski i Stanisław Zięcina a efekt był taki, że po dwóch latach 35 dalszych domostw otrzymało światło elektryczne.
Apetyty jastrzębian rosną coraz bardziej, w 1957 roku przystępują oni do budowy ośrodka zdrowia, który przekazano do użytku w 1961 roku. Włożyli w niego 250 tys. złotych, dzięki czemu otrzymali gabinet lekarski, dentystyczny, zabiegowy i poczekalnię, a nawet starczyło miejsca na bibliotekę gromadzką z 2 700 tomami i świetlicę. Kronikarz wsi znów wymienia nazwiska Jana Brońka, Stanisława Zięcinę i Stefana Golinowskiego jako najbardziej wyróżniających się przy budowie ośrodka zdrowia.
Po 7 latach pracy w KP PZPR w Tarnowie, w tym także na stanowisku sekretarza rolnego, Jan Broniek wraca w 1962 roku do rodzinnej wsi. Jego krajanie okazują mu pełne zaufanie i wybierają go na stanowisko prezesa GRN, aby dalej prowadził gromadę ku nowoczesności, do lepszego jutra. Nastaje bardzo dobra koniunktura dla Jastrzębi. Zostaje skończona agronomówka. W 1963 roku szkoła otrzymuje telewizor, jest to pierwszy aparat we wsi; rozpoczęto budowę Wiejskiego Domu Kultury, otwarto Klub Książki i Prasy „Ruch", wieś zajmuje I miejsce w powiecie i województwie w konkursie higienizacji oraz zdobywa nagrodę 100 tys. złotych. W ramach estetyzacji wsi wybudowano ustępy publiczne, studnie, ogrodzono ośrodek zdrowia i agronomówkę, drogi wysadzono drzewami, umocowano kosze na śmieci. Jak na jeden rok to doprawdy dużo osiągnięć. Zwycięstwo w konkursie higienizacji jednak zobowiązuje. Jastrzębia powoli przeistacza się w osiedle; pojawiają się chodniki, zieleńce, pierwszy odcinek drogi smołowej, ławki na wiejskim skwerku, postój dla furmanek. Dużo prac zostaje wykonanych na drogach lokalnych. Dwa wydarzenia determinują rok 1965 - wybory do Sejmu i rad narodowych oraz uruchomienie linii autobusowej na trasie Tarnów - Jastrzębia.
1 czerwca na długo zapisze się w historii wsi, wówczas przejechał nowo oddaną drogę pierwszy autobus. Przybyłych nim gości witano solą i chlebem, młodzież w strojach ludowych wręczyła im wiązanki kwiatów. Skończyły się raz na zawsze kłopoty z chodzeniem na piechotę do przystanku kolejowego w Ciężkowicach. Siedem kursów dziennie połączyło wieś ze światem, stolicą powiatu, przemysłem, cywilizacją. Starym ludziom kapały łzy ze szczęścia, nie przyszłoby im przecież na myśl, że będą jeszcze jeździć autobusem. Miejscowa działaczka i zarazem poetka ludowa B. Olszańska napisała z tej okazji wiersz. Tego wydarzenia Jastrzębia z pewnością by nie przeżyła gdyby nie miejscowi działacze ze swym leaderem Janem Brońkiem. Oni, zespoleni w POP, byli inicjatorami czynu drogowego, bo w planach drogi do Ciężkowic nie umieszczono, potem pomógł REDP i przez wieś poprowadziła wstęga drogi. Pracowała dosłownie cała Jastrzębia, a nawet młodzież szkolna i lekarze, co dzień po kilkadziesiąt osób i to bez względu na prace polowe. Tylko w 1965 roku jastrzębianie przepracowali na tej drodze 680 dniówek, a następnego roku było tego już 1000 dniówek. Ale też ambitny plan przyjęła w tym zakresie gromada na lata 1966 -70, a to zbudowanie 5 km dróg lokalnych o twardej nawierzchni i remont 4 km traktów gruntowych.
Zanotowano także w 1965 roku inne osiągnięcie a raczej jego powtórzenie, gdyż to wówczas wieś znów wygrała wojewódzki konkurs higienizacji i zarobiła równe 150 tys. złotych, co się później przydało na budowę domu gromadzkiego.
Następnego roku jastrzębianie znów świętują, tym razem oddanie wzniesionego w czynie społecznym Wiejskiego Domu Kultury. Na przeszło milion złotych kosztu dali sami prawie 700 tys. złotych. Dziękowano im zewsząd za ten nowy przejaw społecznej postawy, zaś Jan Broniek otrzymał Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski. Było to święto całej wsi, jej mieszkańców, z których każdy robi coś społecznie. Nie na darmo przyznano Jastrzębi odznakę Tysiąclecia Państwa Polskiego. Przewodniczący GRN Jan Broniek musiał znów objąć prezesurę ciężkowickiej GS, ale nie wycofał się ze społecznej roboty we wsi, zresztą ma mu kto pomagać, bo ludzie tutaj zarazili się po prostu społecznym działaniem. Ledwo np. przybył do wsi dentysta Mieczysław Król z miejsca zabrał się do roboty, zaktywizował kulturalnie jastrzębian, założył młodzieżowy zespół muzyczny, potem sięgnął po folklor i tak powstała kapela ludowa znana dziś szeroko poza granicami powiatu.
Pasją życiową leśniczego Stefana Golinowskiego pozostały drogi, cieszy się on bardzo z uruchomienia wiejskiego kamieniołomu, bo wszystkie drogi lokalne przykryje się wnet twardą nawierzchnią a pozostało ich ledwie 8 km, bo 15 km ma już twardą nawierzchnię. Ponad milion złotych dali mieszkańcy wsi w czynach drogowych w ostatnim 25-leciu. Wróćmy jednak jeszcze do roku 1966, wówczas wieś przystąpiła do kolejnego czynu: budowy domu gromadzkiego z pokojami biurowymi dla GRN, pocztą, łaźnią. Na jego budowę przeznaczono nagrody za czystość wsi, toteż i dalej te złotówki będą służyć podobnemu celowi. Na srebrne gody PRL obiekt ten został skończony, ale nie skończyła się praca jastrzębian. Planują już teraz dotychczasowe pomieszczenia GRN przeznaczyć na rozbudowę bazy gastronomicznej, aby obecny bar zamienić na prawdziwą jadłodajnię.
ICH 25-LECIE
Pora na krótki bilans minionego ćwierćwiecza w Jastrzębi. Wieś w tym czasie wykonała ogrom czynów na kwotę 10 milionów złotych. Przeszła metamorfozę nie do poznania przede wszystkim zniknęły strzechy. 124 budynków mieszkalnych i 207 gospodarczych już ukończonych - to rezultat pomocy państwa i gospodarności jastrzębian w 25-leciu. Chłopi unowocześniają swe gospodarstwa - w tym też celu zbudowali 160 gnojowni i 28 silosów, używają do prac polowych 25 maszyn omłotowych, 16 siewników, 12 kosiarek, 50 koparek. To jest sprzęt prywatny, a dochodzi do tego potężny potentat maszynowy - kółko rolnicze z 4 ciągnikami, 7 agregatami omłotowymi, 21 siewnikami, 8 kosiarkami, 16 koparkami, 40 aparatami do ochrony roślin itp. Wysoko ocenia się gospodarkę hodowlaną jastrzębian. Wydajność zbóż wzrosła w porównaniu z okresem przedwojennym o 10 q. Bez światła elektrycznego pozostały tylko 2 przysiółki, konkretnie 50 domów, ale już nad tym myślą we wsi. Osobnego potraktowania wymaga kultura i oświata. Szkoły jastrzębskie są naprawdę nowoczesne, mają wodę bieżącą, telefony, wszelki potrzebny sprzęt i pomoce naukowe, wybudowano przy nich boiska sportowe, budynki gospodarskie, a pobiera w nich naukę 500 dzieci. Kulturę reprezentuje WDK oficjalnie zwie się on Gromadzkim Ośrodkiem Kultury. Placówką kieruje Bolesław Król, oraz rada koordynująca tam pracę Klubu Rolnika, biblioteki z czytelnią, kółek zainteresowań i zespołów. Do pięknej sali widowiskowej na 300 miejsc przyjeżdżają często tarnowscy aktorzy a wtedy widownia jest w stanie wchłonąć dodatkowych 100 widzów. Stoją oni przez cały spektakl i wcale nie narzekają.
Wieś się kształci i dużo czyta. Z każdego prawie domu ktoś uczęszcza do szkół lub na uczelnie, samej prasy i czasopism jastrzębianie prenumerują 464 egzemplarzy wobec 11 przed wojną, zaś do biblioteki należy około 250 osób. Przybywa ciągle we wsi telewizorów, nie mówiąc już o radioodbiornikach, te można znaleźć prawie w każdym domu.
LUDZIE I ICH DZIEŁO
Ludzie z Jastrzębi zrealizowali to co zamierzali, bo też nie lubią pracować bez efektów, ani wyrzucać w błoto społecznych złotówek, lubią po prostu dobrą robotę. Ten ich, naprawdę imponujący dorobek w ostatnim ćwierćwieczu to dzieło rąk ambitnych mieszkańców wsi, którym przewodzili ofiarni i zahartowani działacze, nauczyciele, lekarze, przodujący rolnicy. Lista ich nazwisk jest długa, wypada tu wymienić chociażby tych, o których nie było jeszcze mowy, a więc: Franciszek Steczyński, Stanisław Gucwa, Andrzej Stanuch, Antoni Gargas, Jan Matula, Leopold Kiełbasa, Józef Mikoś, Stanisława Maniak, Marian Solarz, Genowefa Jachman, Antoni Kiełbasa, Stanisław Zięcina, Antoni Czuba, Edward Wróbel, Bolesław Król, Marian Stankowski i inni.
Przy takim zastępie oddanych sprawie socjalizmu i własnej wsi ludzi można z ufnością patrzeć w następne 25-lecie. A najbliższe plany Jastrzębi są już śmiałe i na pewno będą zrealizowane.
„Ojciec” gromady Józef Mikoś dość sugestywnie roztacza niedaleką już wizję Jastrzębi. Ma więc stanąć we wsi obiekt dla schroniska PTTK i sklepu oraz zbuduje się basen kąpielowy, jako że wieś obrała jeden z kierunków rozwojowych: stworzenie ośrodka turystyczno-rekreacyjnego, a warunki ku temu ma i należy obawiać się, iż może poważnie zagrozić pobliskim Ciężkowicom. Do planu na lata 1970-75 włączono budowę wodociągów, jednak chyba wcześniej rozpocznie się wznoszenie budynku mieszkalnego dla nauczycieli, lekarzy i służby rolnej, zostanie również zbudowany sklep, powstaną dalsze drogi o ulepszonej nawierzchni... Jak na jedną wieś to chyba aż za dużo, ale jastrzębianie zawsze liczą siły na zamiary, im trzeba po prostu wierzyć, że powstałe w ich umysłach plany szybko przyobleczą się w realne kształty nowych obiektów i ciągów dróg, bo oni chcą lepiej i dostatniej żyć, chcą mieszkać w nowoczesnej, socjalistycznej wsi. I na pewno to osiągną.
Źródło: Zygmunt Koper, „Jastrzębi droga do nowoczesności”.
Jastrz?bia - widok ogólny. Na pierwszym planie szko?a wykonana w czynie spo?ecznym. |