Wspominienia Ireny Maraś wywiezionej na Syberię
Pani Irena Maraś miała 10 lat, gdy wybuchła II Wojna Światowa. Okres ten jest dla niej trudnym wspomnieniem. Straciła wtedy najbliższe osoby: tatę, mamę i młodszą siostrę. Tata pani Ireny-Franciszek Hołda urodzony 23 XII 1901r. w Jastrzębi koło Ciężkowic był starszym posterunkowym na Komisariacie w Międzyrzeczu w powiecie Równe Wołyskie. Tam też mieszkał wraz ze swoją rodziną aż do rozpoczęcia II Wojny Światowej.
„Rodzice kochali nas, prowadziliśmy dostatnie życie, mieliśmy dużo przyjaciół i znajomych. Jako dzieci cieszyliśmy się ładnymi zabawkami, wyjazdami w czasie wakacji i urlopu taty do Krakowa i w rodzinne strony ojca. Wraz z wybuchem II Wojny Światowej zawalił się nasz szczęśliwy świat."
„17 IX 1939r. ojciec już nie wrócił do domu ze służby. Zaraz po wybuchu wojny został przewieziony do Związku Sowieckiego. Przez dwa tygodnie przebywał w więzieniu. Później został gdzieś wywieziony i ślad po nim zaginął . Zostałyśmy same z mamą. 13 II 1940r. o 2-giej w nocy przyszli po nas funkcjonariusze; Rosjanin i Żyd. Kazali nam się spakować w ciągu 20 minut. Wystraszone, rozespane, płakałyśmy wszystkie trzy. Jeden z nich powiedział do mnie, że jedziemy do tatusia. To był ten bodziec, że mama zaczęła spokojnie wkładać rzeczy do walizki, dorzucając także ubrania dla tatusia. Jedzenia wzięła mamusia niewiele, bo zapasów już nie było. Zawieźli nas na stację kolejową. Tam załadowali nas do szczelnie zamkniętego wagonu towarowego zatłoczonego ludźmi. Na niektórych stacjach dostawaliśmy wodę i czerstwy chleb. Smród, brud i głód dawał się wszystkim we znaki. Mimo nieludzkich warunków, próbowano przetrwać. W podłodze wagonu była wycięta dziura, gdzie każdy mógł załatwiać swoje potrzeby. Chcąc przynajmniej troszkę zagrzać wodę dla małych dzieci, strugaliśmy deski, żeby na środku rozpalić ogień. Umierali ludzie, których ciała co pewien czas wyrzucano z wagonów na dodatkowych postojach w lesie albo na stepie.”
W końcu pani Irena wraz z mamą i siostrą dotarły na miejsce. Dzisiaj Syberia kojarzy nam się z krainą geograficzną. Nie zawsze jednak tak było. Dla tych, którzy zostali zesłani tu do pracy, Syberia jest symbolem nędzy, cierpienia i śmierci. Nie wszyscy tam dojechali. Tragiczne warunki, w których przyszło podróżować sprawiały, że ludzie często chorowali i umierali. Po trzech tygodniach podróży zesłańcy dotarli do miasta Suchocin na odległej Syberii.
„W mieście pełno było furmanek, koni, traktorów, aut. Do czego kto wsiadł, to tym pojechał w nieznane. Ja z mamą i siostrą dojechałyśmy do wioski Nowopryreczna. Rosjanie przed naszym przyjazdem podsycali nastroje nienawiści u miejscowej ludności w stosunku do nowo przybyłych. Mówili im, żeby nie przyjmowali nas bo ich pozabijamy.”
Pani Irenie z rodziną udało się znaleźć kwaterę - ziemiankę. W niedługim czasie po przyjeździe Pani Irena została zmuszona do pracy w kołchozie. Rozpoczął się kolejny etap w jej życiu, etap, który był pasmem męki, nędzy i ciężkiej pracy.
„Odbieraliśmy snopki i podawaliśmy na wóz. Młóciło się dopiero w zimie, bo lato było krótkie. Zdarzało się, że w zimie było -50 stopni mrozu! Wychodząc na zewnątrz bez okrycia twarzy można było ją sobie odmrozić. Za kradzież 1kg ziarna groził rok więzienia, więzienia, którego nikt nie przeżył. Musieliśmy sobie jakoś radzić. Sprzedawaliśmy swój skromny dobytek, który przywieźliśmy z Polski. Za sukienkę można było kupić wiaderko ziemniaków czy trochę ziarna, które rozcieraliśmy kamieniami, aby uzyskać trochę mąki. Z niej można było ugotować "prażuchę", która wypełniła choć trochę puste żołądki. W zimie paliło się krowim łajnem wymieszanym ze słomą (jeżeli udało się ją zdobyć). W czerwcu 1940r. zmarła mama, rozchorowała się 16 V 1940r. 19 VI 1940r. wywieźli ją do szpitala, a 20 VI 1940r. już nie żyła. Zostałam sama z 5-letnią siostrą, ludzie współczuli nam, ale nikt nie mógł nam pomóc. Przyjęli mnie do pracy w mleczarni, a później do kołchozu. Pozwalało nam to przeżyć, bo była to już kostka chleba, czasem trochę zboża czy ziemniaków. Często wybiegałam z ziemianki i płakałam z żalu, wołałam mamusie łudząc się, że mnie usłyszy i pomoże nam. Bardzo tęskniłam za rodzicami, tak bardzo ich kochałam, ale miałam jeszcze siostrzyczkę. Trzy lata po śmierci mamy rozchorowała się Teresia - siostrzyczka, dostała strasznych boleści, w punkcie sanitarnym stwierdzili że ma skręt kiszek. Bardzo cierpiała. Siedziałam przy niej i musiałam jej opowiadać o mamusi i tatusiu, dopytywała się czy ich zobaczy i czy będą razem. Mówiła mi żebym nie płakała, że jej w niebie będzie dobrze, że ona chce zobaczyć mamusie i tatusia, że za nimi tęskni a mnie bardzo kocha. To był straszny widok, patrzyłam jak umiera i nie umiałam jej pomóc, nie mogłam jej pomóc... Po kilku dniach zmarła. Zostałam całkiem sama. Przygarnęła mnie rodzina pani Weroniki Pleskot, też wywiezionej z Międzyrzecza.”
Pani Irena na zesłaniu spędziła ponad 5 lat. Jednak udało jej się wrócić do kraju. Wszystko za sprawą polskiego Żyda i ciotki Anieli, siostry ojca.
„Po mamie zostało mi futro, pierzyna oraz pierścionek zaręczynowy. Pewnego dnia przyszedł Żyd z Polski i powiedział, żebym zostawiła te rzeczy a załatwi mi papiery do Polski. Duży udział miała w tym moja ciotka, która poszukiwała mnie przez Czerwony Krzyż. Podjęła starania abym mogła wrócić do kraju ."
Tak też się stało. Całą zimę w 1946r. Pani Irena spędziła w Równem, a potem już w Polsce w Kętrzynie.
„Stamtąd napisałam do cioci i ona przyjechała po mnie. Zamieszkałam razem z nią w Jastrzębi w gospodarstwie rolnym, którego spadkobiercą był mój ojciec. Ciocia była nauczycielką, w Jastrzębi wybudowała szkołę. Razem z ciocią kontynuowałyśmy poszukiwania taty, na próżno, nie wiem gdzie leży jego ciało i w jakich okolicznościach zginął .”
Pani Irena 6 grudnia skończy 85 lat. Należy do Związku Sybiraków, jest członkiem zwyczajnym ogólnopolskiego Stowarzyszenia Rodzina Policyjna. Otrzymała Srebrny medal Opiekuna Miejsc Pamięci Narodowej, Odznakę Honorową Sybiraka. Została odznaczona Krzyżem Zesłańców Sybiru. Mino podeszłego wieku w miarę swoich możliwości uczestniczy w różnego rodzaju uroczystościach upamiętniających II Wojnę Światową.
Autor: Dominika Kwiek, Zespół Szkół Publicznych w Jastrzębi