Mikoś Maria
Maria Mikoś z domu Gramsch o sobie
Urodziłam się 1 sierpnia 1925 roku, jako córka emerytowanego majora, właściciela 30 ha gospodarstwa, który zmarł gdy ja miałam 6 lat. Do szkoły podstawowej uczęszczałam w Ciężkowicach. Po jej ukończeniu, z powodu choroby mamusi, musiałam zająć się gospodarstwem. Wybuchła wojna, rozpoczęła się okupacja. Borykaliśmy się z kontyngentami.
W 1941r., w lipcu przyszła do mojego domu Julia Karczewska z córką Ireną prosząc o schronienie. Z powodu niearyjskiego pochodzenia groziła im śmierć. Ukrywały się u nas całe dwa lata, a za ich ukrywanie śmierć groziła również nam. Kilka razy była u nas policja granatowa lub żandarmeria niemiecka, poszukując zboża lub ludzi do Niemiec na roboty. Każda taka wizyta była dla mnie przeżyciem nerwowym, bałam się żeby nie wykryli tej ukrywającej się kobiety z córką.
W 1942 roku przybywa do mojego domu Jan Kuczkiewicz, wojskowy w randze porucznika, członek AK, który ukrywał się przed Niemcami. Latem 1943 roku ktoś doniósł policji o ludziach ukrywających się u nas. Nim przyjechała policja, ukrywający się zdążyli uciec do lasu. Ostrzegł ich goniec wysłany przez policjanta Osłonia. Donosiciel nie dał za wygraną, za trzy tygodnie mój dom otoczyło gestapo. Przeprowadzono rewizję, ale nie znaleziono nikogo, a mnie szef gestapo z Tarnowa groził więzieniem. Odjechali nie aresztując nikogo, jednak Karczewska musiała zmienić miejsce ukrywania się.
Ja w czasie wojny pobierałam tajne nauczanie, zdawałam egzaminy u profesora Adama Bochnaka. Wiosną 1944 roku rozwija się tajna organizacja AK, staję się jej członkiem, przyjmuję pseudonim „Ewa”. Głównym organizatorem był Kuczkiewicz, pseudonim „Pogoń”. Mój dom stał się punktem komunikacyjnym dla łączników z innych oddziałów. Nocą koło mojego domu odbywały się zrzuty broni oraz tajnej radiostacji. Przedmioty te były przechowywane w budynkach gospodarczych. W czasie walk partyzanckich na Jamnej i Suchej Górze, zgłaszali się do mnie również partyzanci potrzebujący pomocy, żywności, koni na podwody. Pokazywałam im którędy mogą bezpiecznie przejść, żeby nie spotykali Niemców. W czasie walk na Suchej Górze przyszedł do mnie oficer AK, Zygmunt Jordan wraz z żoną, prosząc o schronienie. Oni też ukrywali się u nas aż do nadejścia frontu i wyzwolenia.
Oprócz tego w latach 1943 – 1944 wysyłałam regularnie paczkę żywnościową dla więźnia Piątka z Ciężkowic, do obozu w Oświęcimiu. Była to wysyłka zorganizowana. Od września 1944 roku do maja 1945 roku otrzymali u mnie pomoc, w postaci mieszkania i wyżywienia, Maria i Karol Mędralowie pochodzący z Warszawy. Przez cały okres wojny dom mój był zawsze otwarty dla każdego potrzebującego pomocy lub schronienia – od nikogo też za ukrywanie i wyżywienie nie przyjęłam żadnej zapłaty.
W styczniu 1945 roku, gdy wojska rosyjskie wkraczały na nasz teren, pijany żołnierz, szukając koni, chciał nas zabić. Ratowaliśmy się ucieczką do lasu. Zginęła wówczas nasza służąca. Po wojnie ukończyłam szkołę średnią. Po 1949 roku wyszłam za mąż, urodziłam siedmioro dzieci, zajmowałam się gospodarstwem, które potem oddałam córce.
Maria Mikoś
Sprawiedliwy wśród narodów świata
Maria Mikoś z domu Gramsch, mieszkanka Kąśnej Górnej, uhonorowana została medalem „Sprawiedliwy wśród narodów świata” przyznawanym przez Instytut Yad Vashem. Wraz ze swoją mamą od lipca 1941 roku w swoim domu ukrywała Panią Julię Karczewską i jej córkę Irenę – to im z tytułu niearyjskiego pochodzenia groziła śmierć.
Rodzina Państwa Gramsch znalazła się w gronie osiemnastotysięcznej rzeszy ludzi świata, którzy w czasie II wojny światowej z narażeniem własnego życia pomagali rodzinom żydowskim.
Na uroczystości „iście rodzinnej” jaka odbyła się w dniu 22 listopada 2004 roku obecna była Pani Irena Karczewska. W swoim wystąpieniu, bardzo ciepło wspominała prawie 2 letni pobyt w polskiej rodzinie, a Panią Marię do dziś uważa za swoją ciocię. Starania Pani Ireny doprowadziły do niezwykłej sytuacji, iż wręczenie medalu zwykle w instytucjach państwowych odbyło się w domu, będącym świadkiem tych wojennych wydarzeń.
Wręczając medal Pani Marii, ambasador Izraela, dziękował za niewymierną pomoc narodu polskiego w czasie wojny. Dziękował Paniom, które po tylu latach, są żywym i niepodważalnym pomnikiem naszej zawiłej historii. Szkoda tylko, że ta prawda mogła dotrzeć do nielicznego grona osób obecnych na uroczystości. Zawiodły media, ale za to o Bohaterkach pamiętali przedstawiciele władzy samorządowej, rodzina i przyjaciele.
Autor: Stanisław Deś